Forum Dziurawy Kociol
www.kociool.fora.pl ---- wszystko o HP
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

akcja ratujemy forum
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 55, 56, 57 ... 115, 116, 117  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dziurawy Kociol Strona Główna -> Książki HP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
strus
charłak
charłak



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 23:54, 28 Lip 2007    Temat postu:

szkoda ze nie jestem biegły z angielskiego żeby rozumieć wszystko.. tłumaczyłbym całe dnie ;] a tak musimy czekać ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zielzielona
mugol
mugol



Dołączył: 26 Lip 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 23:56, 28 Lip 2007    Temat postu:

Rozdział 25
Shell Cottage
Chata Billa i Fleur stała samotnie na klifie, górując nad morzem. W jej wybielone ściany wbite zostały muszle. Było to odludne, a zarazem piękne miejsce. Gdziekolwiek Harry wchodził, do małego domku czy ogrodu, mógł usłyszeć stały napływ i odpływ morza, niczym oddychanie jakiegoś wielkiego, drzemiącego stworzenia. Harry przed następne kilka dni wymyślał kolejne wymówki by uciec przed zatłoczonym domem, pragnąc ujrzeć widoki rozległego nieba i bezmiernego, opustoszałego morza, poczuć zimny, słony wiatr na swej twarzy. Ogrom jego decyzji, by nie ścigać się z Voldemortem do Różdżki ciągle przerażała
Harrego. Nigdy wcześniej nie mógł sobie przypomnieć, by wybrał brak działania. Był pełen wątpliwości, wątpliwości, których nawet Ron nie mógł wyrazić, kiedykolwiek byli razem.
-Co, jeśli Dumbledore chciał, byśmy rozpracowali ten symbol w czasie, by zdobyć różdżkę? Co, jeśli odgadnięcie jego znaczenia czyniło cię godnym zdobycia Relikwii?
-Harry, jeśli to naprawdę jest Wieczna Różdżka, to jak do diabła mamy wykończyć Sam-Wiesz-Kogo?
Harry nie miał odpowiedzi: były momenty, kiedy zastanawiał się, czy to było całkowite szaleństwo – nie próbować powstrzymać Voldemorta, gdy ten rozbił i otworzył grobowiec.
Nie mógł nawet zadowalająco wytłumaczyć, dlaczego zdecydował, by tego nie robić: za każdym razem, kiedy próbował odtworzyć argumenty, które poprowadziły do tej decyzji, brzmiały one dla niego coraz słabiej.

Niezwykłą rzeczą było to, że wsparcie Hermiony zmieszało go tak samo, jak wątpliwości Rona. Teraz, zmuszony zaakceptować prawdziwość Wiecznej Różdżki, twierdziła, że to musi być zły przedmiot, a sposób, w jaki Voldemort go zdobył, jest niezaprzeczalnie odrażający.
-Nigdy byś tego nie zrobił, Harry – powtarzała ciągle – Nie włamałbyś się do grobowca Dumbledora!
Lecz na myśl ciała Dumbledora przerażała Harrego o wiele mniej niż możliwość, że źle zrozumiał intencje żywego najlepszego dyrektora Hogwartu. Czuł, jakby szedł po omacku w ciemnościach; wybrał swoją ścieżkę, lecz wciąż oglądał się za siebie, zastanawiając się czy dobrze odczytał znaki, czy nie powinien iść inną drogą. Od czasu do czasu, gniew na Dumbledora przewracał się przez niego, silny jak fale roztrzaskujące siebie o klif poniżej chaty, gniew, którego przed śmiercią nie wytłumaczył mu Dumbledore.
-Ale, czy on jest martwy?- powiedział Ron trzy dni po ich przybyciu do chaty.
Harry gapił się na mur który dzielił ogród domu od klifu, kiedy znaleźli go Ron i Hermiona; chciał pozostać sam, nie życząc sobie przyłączenia się do ich kłótni.
-Tak, on jest martwy, Ron, proszę, nie zaczynaj od początku!
-Spójrz na fakty, Hermiono – rzekł Ron, mówiąc do Harrego, który ciągle przyglądał się nieboskłonowi- Łania. Miecz. Oko, który zobaczył Harry w lustrze.
-Harry przyznaje, że mógł sobie tylko wyobrazić to oko, prawda, Harry?
-Tak, mogłem – potwierdził Harry, nie patrząc się na nią.
-Ale nie myślisz że tak było, racja? – spytał Ron.
-Nie, nie myślę – powiedział Harry.
-No i masz! – rzekł Ron, zanim Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć – jeśli to nie był Dumbledore, to wyjaśnij, w jaki sposób Zgredek wiedział, że byliśmy w piwnicy?
-Nie potrafię tego wyjaśnić- ale czy ty mi powiesz jakim cudem Dumbledore wysłał go do nas, skoro spoczywa w grobie w Hogwarcie?
-Nie wiem, to mógł być jego duch!
-Dumbledore nie powróciłby jako duch – wtrącił Harry. Nie było wiele rzeczy pewnych o Dumbledorze, ale to jedno wiedział – on poszedłby dalej.
-Co to znaczy, „poszedłby dalej”?- spytał Ron, lecz zanim Harry mógł powiedzieć coś więcej, za jego plecami rozległ się głos
-‘Arry?
Fleur wyszła z domu, jej długie, srebrzyste włosy fruwały wśród bryzy.
-‘Arry, Gryfek [Griphook] chciałby z tobą po’ozmawiaci. ‘On jest w najmniejsi sypialni, on mówici, że nie chce byci podsłuchiwani.
Jej antypatia do goblina, który wysyła ją, by dostarczyła wiadomości, była oczywista; wyglądała na poirytowaną gdy wracała dookoła domu.
Gryfek czekał na nich, tak jak powiedziała Fleur, w najmniejszej spośród trzech sypialni chaty, gdzie nocowały Hermiona i Luna. Zaciągnął czerwone, bawełniane zasłony na jasnym, pochmurnym niebie, co dało pokojowi ognistą poświatę, kontrastującą z resztą przewiewnej, jasnej chaty.
-Podjąłem decyzję, Harry Potterze - powiedział goblin, siedząc ze skrzyżowanymi nogami na niskim krześle, drumming its arms with his spindly fingers. [?]
-Chociaż gobliny Gringotta wezmą to za nikczemną zdradę, postanowiłem ci pomóc.
-To świetnie!- powiedział Harry, czując wzbierającą w nim ulgę – Gryfku, dziękuję, jesteśmy naprawdę...
-...w odwdzięczeniu się – przerwał mu goblin – za zapłatę.
Nieznacznie cofnięty wstecz, Harry zawahał się.
-Ile chcesz? Mam złoto.
-Nie złoto. Mam złoto.
Jego czarne oczy błyszczały. Nie było w nich ani śladu bieli.
-Chcę miecz. Miecz Godryka Griffindora.
Werwa Harrego zniknęła.
-Nie możesz tego mieć – odpowiedział – Przykro mi.
-Zatem – powiedział goblin delikatnie – mamy problem.
-Możemy dać ci coś innego. – rzekł ochoczo Ron – Stawiam, że Lestrange’owie mają masę rzeczy, możesz wziąć swój łup kiedy dostaniemy się do krypty!
Okazało się, że powiedział złe słowa. Gryfek zaczerwienił się ze złości.
-Nie jestem złodziejem, chłopcze! Nie próbuję zdobyć skarbów, do których nie mam prawa! --Miecz jest nasz!
-Nie jest wasz.
-Jesteśmy Gryfonami, a on należał do Godryka Griffindora
-Lecz zanim do niego należał, czyj był?- dopominał się goblin, wstając
-Niczyj!- odrzekł Ron – został zrobiony dla niego, czyż nie?
-Nie! – ryknął goblin, zjeżony gniewem. Długim palcem wskazywał na Rona.- Czarodziejska arogancja, znowu! Ten miecz należał do Ragnuka Pierwszego [Ragnuk the First], i został mu odebrany przez Godryka Gryffindora! To zagubiony skarb, arcydzieło pracy goblinów! To należy do goblinów! Miecz jest ceną mojego wynajęcia, weź go albo go tu zostaw!
Gryfek piorunował ich wzrokiem. Harry rzucił okiem na dwójkę przyjaciół
-Musimy to przedyskutować, Gryfku, jeśli nie masz nic przeciwko. Mógłbyś dać nam kilka minut?
Goblin z kwaśną miną skinął głową.
Na dole, w pustym pokoju, Harry podszedł do kominka, zmarszczył czoło, myśląc, co robić. Za nim, Ron powiedział:
-On się z nas śmieje! – Nie możemy pozwolić mu dostać ten miecz.
-Czy to prawda? – spytał Harry Hermionę – Czy miecz był skradziony przez Gryffindora?
-Nie wiem – powiedziała rozpaczliwie – Historia czarodziejstwa często przekręca to, co czarodzieje zrobili innym magicznym rasom, lecz nie ma żadnej relacji, o której wiem, która mówi że Gryffindor ukradł miecz
-To będzie pewnie jest jedna z historii goblinów – odparł Ron – o tym jak to czarodzieje zawsze chcą zapanować nad nimi. Myślę, że powinniśmy być zadowoleni, że nie poprosił o jedną z naszych różdżek.
-Gobliny mają dobre powody by nie darzyć sympatią czarodziejów, Ron – rzekła Hermiona – Byli okropnie traktowani w przeszłości.
-Gobliny nie są chyba puszystymi, małymi króliczkami, prawda? – odparł Ron – Zabiły wielu spośród nas. One również walczyły nieczysto.
-Ale kłócenie się z Gryfkiem o to, która rasa jest bardziej podstępna i niepohamowana nie sprawi, że stanie się bardziej pomocny, prawda?
Nastąpiła przerwa, kiedy starali się drogę okrążającą problem. Harry wyjrzał przez okno, spoglądając na grób Zgredka. Luna umieszczała morskie lawendy w słoiku po dżemie obok kamienia.
-Dobrze – powiedział Ron, a Harry odwrócił się by stanąć z nim twarzą w twarz. – to jak będzie? Mówimy Gryfkowi, że potrzebujemy miecza do czasu, gdy dotrzemy do krypty, a później może go dostać. Tam jest jego kopia, prawda? Podmienimy je i damy mu falsyfikat.
-Ron, on zna różnice lepiej od nas!- rzekła Hermiona – On był jedynym, który zdał sobie sprawę, że nastąpiła zamiana mieczy!
-Taa... ale moglibyśmy nawiać zanim się połapie!
Cofnął się na widok wzroku Hermiony.
-To byłoby – powiedziała cicho – podłe. Prosić go o pomoc, a później oszukać go? I ty się zastanawiasz, dlaczego gobliny nie lubią czarodziejów?
Ronowi poczerwieniały uszy.
-Dobrze, już dobrze! Tylko to mogłem wymyślić. Zatem, jakie jest twoje rozwiązanie?
-Musimy mu zaproponować coś innego, coś równie wartościowego.
-Świetnie! Pójdę i przyniosę jeden z naszych starożytnych, zrobionych przez gobliny mieczy, a ty możesz go zapakować.
Zapadła pomiędzy nimi cisza. Harry był pewny że goblin nie zaakceptuje niczego innego poza mieczem, nawet jeśli mieliby coś tak drogocennego do zaoferowania. A jednak, miecz był ich, niezbędny do walki przeciw Horkruksom. Zamknął swoje oczy na chwilę i wsłuchał się w napływ morza. Myśl, że Gryffindor mógł ukraść broń była dla niego nieprzyjemna: zawsze był dumny z bycia Gryfonem; Gryffindor był mistrzem urodzonych wśród mugoli, to on skłócił się z kochającym czystą krew Syltherinem...
-Może on kłamie- powiedział Harry, otwarłszy ponownie oczy – Gryfek. Może Gryffindor nie zabrał miecza. Skąd możemy wiedzieć, że wersja goblina jest prawdziwa?
-Czy to robi różnicę? – spytała Hermiona
- Zmienia moje podejście do tego.
Harry wziął głęboki oddech.
- Więc... Powiedzmy mu, że dostanie miecz, dopiero kiedy pomoże nam dostać się do krypty. Ale musimy być ostrożni, zaznaczając dokładnie, kiedy dostanie ten miecz...
Szeroki uśmiech rozpostarł się na rozradowanej twarzy Rona, uwydatniając tym jego piegi. Hermiona, jak zwykle, wyglądała na zamyśloną.
- Harry, nie możemy...
- Dostanie go – odrzekł natychmiast – Tuż po tym, jak zniszczymy wszystkie horkruksy. Myślę, że się zgodzi, a ja nie mam zamiaru „nie dotrzymać” mojego słowa.
- Ale to może zająć lata!
- Wiem. Ale nie mam zamiaru kłamać. Naprawdę.
Harry napotkał jej wzrok. W jej oczach dostrzegł mieszaninę wstydu i buntu. Doskonale pamiętał słowa wyryte nad bramą do Nurmengardu: DLA WIĘKSZEGO DOBRA. Odrzucił tę myśl natychmiast. Jaki mieli wybór?
- Nie podoba mi się to – mruknęła Hermiona.
- Ani mnie – odrzekł Harry.
- A ja uważam, że to genialne – powiedział Ron, wstając – chodźmy mu to oznajmić.
Wrócili ponownie do najmniejszej sypialni. Harry przedstawił mu ofertę, uważając, by nie wymówić dokładnie czasu, kiedy miecz zostanie przekazany w ręce goblina. Hermiona raz po raz marszczyła brwi, wpatrując się w podłogę, gdy mówił. Harry był zirytowany jej zachowaniem, bał się, że wszystko popsuje. Jednak Grypok nie odrywał od niego oczu, nawet nie zwracając uwagi na dziewczynę.
- Mogę mieć pewność, Harry Potterze, słowo, że otrzymam miecz Godryka Gryffindora, kiedy wam pomogę?
- Tak – odparł pewnie Harry.
- Więc umowa stoi – oznajmił goblin, wyciągając rękę.
Harry uścisnął mu dłoń na znak zgody. Przeszedł go dreszcz w momencie, kiedy czarne oczy wryły się w jego zielone tęczówki. Grypok wypuścił jego dłoń i klasnął.
- Więc. Zaczynajmy!
To było jak ponowne planowanie włamania do Ministerstwa. Ślęczeli nad pracą w najmniejszej sypialni, która pozostała, zgodnie z wymaganiami Grypoka, utrzymana w półmroku.
- Odwiedziłem kryptę Lastrange’ów tylko raz, przy okazji dowiedziałem się o falsyfikacie miecza. To jedna z najbardziej antycznych komnat. Tylko najstarsze rody czarodziejskie składają swoje skarby na najgłębszych poziomach, tam krypty są największe i najlepiej chronione.
Pozostawali w zamkniętym, przypominającym kredens, pomieszczeniu przez wiele godzin. Powolnym tempem dnie zamieniały się w tygodnie... Pojawiał się problem za problemem do przezwyciężenia, nie ostatni odkąd ich plan z eliksirem wielosokowym legł w gruzach.
- Zostało go naprawdę niewiele. Raptem dla jednego z nas... – oznajmiła Hermiona, potrząsając fiolką z substancją.
- Starczy – powiedział Harry, który aktualnie był odpytywany z ręcznie robionej mapy Grypoka, przedstawiającej najgłębsze tunele.
Inni mieszkańcy Chronionej Chaty prawie nie mogli odczuć, że coś jest nie tak w związku z tym, że cala trójka pojawiała się tylko na posiłki. Nikt nie zadawał zbędnych pytań, jednak kiedy Harry czuł, że Bill się im przypatruje, czuł się niejednokrotnie zbity z tropu.
Im dłużej czasu spędzali razem, tym bardziej Harry był pewny, że nie polubili się wzajemnie z Grypokiem. Goblin był nadspodziewanie krwiożerczy, śmiał się głośno na myśl o bólu pomniejszych stworzeń i wyglądał, jakby miał wielką nadzieję, że próbując dostać się do krypty, zranią wielu innych czarodziejów. Harry chciał się dowiedzieć, czy niesmak występował również u pozostałej dwójki, ale nigdy o tym nie dyskutowali. Potrzebowali goblina.
Grypok niechętnie jadał z resztą towarzyszy. Zawsze, gdy jego nogi były zacerowane, kontynuował prośby o posiłki w jego pokoju, podobnie jak nadal słaby Ollivander, do czasu gdy Bill (idąc w ślad wybuchającej gniewem Fleur) udał się na górę, by powiedzieć mu, że jego układ nie będzie kontynuowany. Grypok był więc zmuszony zasiadać razem z nimi do stołu, jeść tę samą żywność.
Harry czuł się odpowiedzialny: mimo wszystko to on upierał się, by goblin pozostał w Chronionej Chacie, więc on powinien zadawać mu pytania. Jego wadą bylo to, że cała rodzina Weasley’ów musiała się ukrywać, więc Bill, Fred, George i pan Weasley nie mogli dłużej pracować.
- Przepraszam – zwrócił się do Fleur pewnego kwietniowego wieczora, kiedy pomagał jej przygotowywać obiad – Nigdy nie myślałem, że będziesz musiała znosić to wszystko.
Wzięła tylko kilka noży do pracy, przy krojeniu mięsa dla Grypoka i Billa, który wolał krwiste posiłki, odkąd został zaatakowany przez Greybacka. Kiedy noże cięły za nią mięso, odwróciła się. Jej zirytowane wcześniej rysy wygładziły się.
- ‘Arry, ty uratowałeś moją siostrę. Ja nie zapomnila.
To nie była do końca prawda, ale Harry postanowił nigdy nie informować Fleur, że Gabrielle była idealnie chroniona podczas tego zadania.
- A tak poza tym – Fleur ponownie zaczęła krzątać się po kuchni – Pan Ollivander opuszcza Muriel tego wieczira. Więc to ułatwi kilka sprawi. Goblin – tu skrzywiła się nieznacznie – będzi mogli zamieszkać na dół, więc ty, Ron i Dean możeci wziąci jego sypialni.
- Nie narzekamy na salon – uspokoił ją Harry, który uświadomił sobie, że Grypok nie byłby wybitnie szczęśliwy śpiąc na sofie – Nie martw się o nas.
Kiedy zauważył, że próbuje otworzyć usta na znak protestu, uprzedził ją.
- Niedługo ja, Ron i Hermiona wyjeżdżamy. Nie będziemy już dłużej tu mieszkać, bo mamy pełne ręce roboty.
- Co masz na myśli? Oczywiści ty nie możeci wyjechać! Wy tu bezpieczni! – jej różdżka nadal mieszała w kociołku.
Wyglądała teraz zupełnie jak pani Weasley i był zadowolony, że drzwi pozostały otwarte. Weszli Dean z Luną, ich włosy lśniły mokre od deszczu, a na ramionach mieli mnóstwo gałązek i listków.
- I malutkie uszka – powiedziała Luna – Trochę podobne do hipopotamich, Tato mówił, że różnią się tylko barwą. Te są fioletowe i trochę włochate. A jeśli chcesz je wezwać, musisz zabrzęczeć. Wolą melodię walca, ale niezbyt szybkiego...
Wyglądali na niezadowolonych. Dean wzruszył ramionami w stronę Harry’ego kiedy przechodził za Luną do salonu, w którym Ron i Hermiona nakrywali do stołu. Chcąc uniknąć niewygodnych pytań, Harry zagarnął dwa naczynia z dyniowym sokiem i pobiegł za nimi.
- I jeśli kiedykolwiek przyjedziesz do nas, to pokażę Ci róg. Tata pisał mi o nim, ale jeszcze go nie widziałam, bo Śmierciożercy zabrali mnie z ekspresu Londyn-Hogwart, a nie byłam w domu od tego czasu.
Luna ciągle mówiła, a Dean wpatrywał się w ogień.
- Mówiliśmy Ci, Luna – wtrąciła Hermiona – Że róg wybuchnął. Pochodził od buchorożca, a nie od chrapaka krętorogiego...
- Nie, to zdecydowanie musiał być róg chrapaka – upierała się Luna – Tato mi mówił.
Hermiona tylko potargała jej głowę i wróciła do nakrywania stołu, dopóki nie zszedł Bill wraz z panem Ollivanderem. Wytwórca różdżek wyglądał nienajgorzej, mimo że podpierał się na ramieniu Billa, który tachał również jego wielką walizkę.
- Będę za panem tęsknić, panie Ollivander – mruknęła Luna wolno zbliżając się do starca.
- I ja za tobą również, moja droga – powiedział mężczyzna, klepiąc ją po ramieniu – Byłaś pogodną duszyczką w tym koszmarnym miejscu.
- Więc do zobaczenia panie Ollivander! – zaszczebiotała Fleur, całując oba policzki mężczyzny – I mam nadzieję, że jednak dostarczy pan tę tiarę do ciotki Muriel.
Tiara trzymana przez kobietę rozbłysła w świetle lampki.
- Kamienie księżycowe i diamenty – wtrącił się goblin, który przebywał w pomieszczeniu bez wiedzy Harry’ego – Robota goblinów, jak mniemam?
- I opłacona przez czarodziejów – powiedział głośniej Bill, w zamian Grypok rzucił mu karcące spojrzenie.
Silny wiatr zatrzepotał okiennicami domu, kiedy Bill i Ollivander wyszli w ciemną noc. Reszta zebrała się dookoła stołu, by rozpocząć jedzenie. Ogień skrzeczał wesoło rozsyłając świetliste błyski na całe pomieszczenie. Harry zauważył, że Fleur tylko bawi się jedzeniem, co chwila nerwowo zerkając za okno. Bill wrócił nim zdążyli skończyć pierwsze danie, jego włosy powiewały na wietrze.
- Wszystko w porządku – powiedział do Fleur – Ollivander się już rozgościł, mama z ojcem przywitali się, Ginny przesyła gorące pozdrowienia, Fred i George ścigają Muriel po ścianach, ciągle pracują nad interesem Sowiego Orderu. Ucieszyła się z powrotu swojej tiary, bała się, że ją ukradliśmy.
- Ach, ta twoja ciotka jest charmant – powiedziała natychmiast Fleur, nakładając na talerze ryżu za pomocą swojej różdżki.
- Tiara zrobiona przez mojego ojca – wtrąciła Luna – wygląda bardziej jak korona.
Ron podchwycił spojrzenie Harry’ego i spojrzał wymownie w sufit. Harry wiedział, że dokładnie pamięta ich ostatnią wizytę w domu Xenophiliusa Lovegood.
- Tak. On się stara zrekonstruować zagubiony diadem Ravenclaw. Twierdzi, że ma już większość niezbędnych elementów. Gdyby dodał troszeńkę skrzydełek, byłaby wielka różnica.
Usłyszeli huk przy drzwiach frontowych. Każdy odwracał się niespokojnie, podczas gdy Fleur wybiegła do kuchni, a Bill podskoczył do drzwi, gdzie znajdowała się jego różdżka. Harry, Ron i Hermiona zrobili to samo.
- Kto tam? – zawołał Bill.
- To ja, Remus John Lupin! – odrzekł głos, ledwo przekrzykując szalejący wiatr. Harry poczuł dreszczyk strachu, co się mogło zdarzyć? – Jestem wilkołakiem i mężem Nimfadory Tonks, a ty, Strażniku Tajemnicy, powiedziałeś mi adres, na wszelki wypadek, gdybyście potrzebowali pomocy.
- Lupin – uspokoił ich Bill i otworzył drzwi.
Lupin przekroczył próg. Był blady, w podartym płaszczu podróżnym, z rozwianymi włosami. Rozejrzał się spokojnie po pomieszczeniu, upewniając się, że wszyscy są a następnie ryknął donośnym głosem.
- TO CHŁOPIEC! Nazwaliśmy go Ted, na cześć ojca Nimfadory!
Hermiona wydawała się być zszokowana.
- Co? Ton... Tonks... Była w ciąży?!
- Tak, tak tak! Była w ciąży! I ma dziecko! – krzyczał Lupin podekscytowany. Wszyscy przy stole zaczęli rozmawiać głośno i składać życzenia.
- Gratulacje! – krzyknął Ron – Rany julek... Dziecko!
- Tak, tak, chłopiec! – ponownie poinformował Remus, uwalniając tym całe pokłady szczęścia. Obszedł stół i z całej siły przytulił do siebie Harry’ego, jakby scena przed Grimmauld Place 12 nigdy nie miała miejsca.
- Będziesz ojcem chrzestnym? – zapytał, puszczając go.
- J...Ja? – wyjąkał Harry.
- Tak, oczywiście, że ty! Nimfadora się zgodziła, nikt inny ...
- Pewnie!
Harry czuł się jednocześnie przygnieciony, zachwycony i zdziwiony takim obrotem sprawy. Bill spieszył z butelką wina w ręku. Fleur właśnie namawiała Lupina, by się z nimi napił z tej okazji.
- Nie mogę tu długo zostać, muszę wracać – Lupin wyglądał o wiele młodziej, niż zwykle – Dziękuję Ci, Bill – podziękował, widząc wino rozlewane do kieliszków.
- Za Teddy’ego Remusa Lupina! – wzniósł toast.
- Jak on wygladaci? – wyszczebiotała podniecona Fleur.
- Och... Myślę, że jest podobny do mamy, ale ta zaś twierdzi, że do mnie. Nie ma zbyt wiele włosów, ale dałbym sobie rękę uciąć, że kiedy się rodził, były czarne. Niecałą godzinę potem zmieniły się w brązowe... Może, kiedy wrócę, będą już blond. Andromeda powiedziała, że kiedy Tonks się rodziła, też od razu potrafiła zmieniać kolor włosów – opróżnił swój kieliszek – No.. Więc jeszcze jeden, co?
Wiatr walił w chatę, jednocześnie ogień w kominku rozświetlał całe pomieszczenie, kiedy Bill otwierał kolejną butelkę wina. Wiadomość Lupina oderwała ich od codziennych myśli, zajęć. Tylko goblin siedział niewzruszony podniosłą atmosferą i wkrótce poszedł na górę, by spokojnie egzystować w swojej samotnej sypialni.
- Nie, nie. Naprawdę muszę już wracać – powiedział Lupin na końcu. Wstał i ubrał swój płaszcz.
- Do widzenia. Postaram się załatwić trochę zdjęć w najbliższym czasie. Wszyscy będą bardzo ucieszeni, że was widziałem.
Dokończył zapinanie płaszcza i na pożegnanie przytulił wszystkie kobiety, z mężczyznami zaś wymienił pozdrowienia poprzez zwykły uścisk ręki.
- Harry ojcem chrzestnym! – wykrzyknął Bill – Prawdziwy honor! Gratuluję!
Harry odłożył kieliszki, które miał w dłoniach.
- Harry, chciałem cię prosić na słówko, trudno rozmawiać spokojnie w pokoju pełnym ludzi.
Bill zawahał się chwilkę.
- Planujesz coś z Grypokiem. – stwierdził. Harry wlepił w niego wzrok wyczekująco.
- Znam gobliny, pracowałem w banku, odkąd opuściłem Hogwart. Tak długo jak to możliwe utrzymywałem przyjaźnie z goblinami. I owszem, mam kilku przyjaciół do teraz, więc mogę śmiało stwierdzić, że gobliny znam. I lubię – Bill nadal się wahał.
- Harry, co chcesz od Grypoka i co mu obiecałeś w zamian?
- Nie mogę powiedzieć... Przepraszam – odpowiedział Harry.
Drzwi od kuchni otworzyły się i stanęła w nich Fleur, starająca się przenieść więcej kieliszków, niż było to możliwe.
- Poczekaj chwilę – powiedział Bill do swojej żony i zwrócił się z powrotem w stronę Harry’ego.
Wróciła się do kuchni.
- Powinienem ci to powiedzieć. Jeśli masz zamiar dobijać targu z Grypokiem, pamiętaj, że oni cenią szczególnie skarby i musisz być bardzo ostrożny. Rasa goblinów w temacie zapłat, wypłat i własności nie jest taka sama jak ludzka.
Harry poczuł się delikatnie niekomfortowo, jakby mały wąż pełzał wśród jego wnętrzności.
- Co masz na myśli? – spytał
- Rozmawiamy o różnicach – odparł Bill – Czarodzieje dobijali targu z goblinami od wieków, ale to powinieneś wiedzieć z lekcji Historii Magii. Oczywiście, były potyczki i nigdy nie twierdziłem, że czarodzieje są całkowicie czyści, ale pamiętaj, że gobliny nigdy nie ufają ludziom, którzy nie mają szacunku dla ich praw własnościowych...
- Ja mam... – mruknął Harry
- Nie zrozumiałeś mnie, Harry, ale nie dziwię ci się. Nikt nie będzie w stanie tego zrozumieć, jeśli nie zacznie żyć z tymi stworzeniami. Dla goblina, jedynym prawowitym właścicielem skarbu jest jego wytwórca, a nie nabywca. Wszystkie, wykonane przez gobliny, skarby, należą w ich oczach do ich rasy.
- Ale to było kupione...
- Więc rozważają wypożyczenie tego, dla osoby, która wpłaci pieniądze. Mają wielkie trudności, jeśli skarb wykonany przez gobliny przechodzi z czarodzieja na czarodzieja. Widziałeś minę Grypoka, kiedy zauważył tiarę... Potępiał. Jestem przekonany, że każdy goblin myśli, iż skoro prawowity najemca umarł, skarb powinien do nich wrócić.
Harry’ego wypełniało teraz złowieszcze uczucie. Obawiał się, że Bill wie więcej, niż powinien wiedzieć...
- To wszystko – powiedział – Tylko pamiętaj jeszcze raz. Musisz być bardzo ostrożny, obiecując cokolwiek goblinom.
- Racja. Dzięki.
Wrócił za Billem i pogrążył się w rozmyślaniach na temat dziecka Lupina. Będzie ojcem chrzestnym... Tak jak Syriusz był jego...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Łapa
Gość






PostWysłany: Nie 0:09, 29 Lip 2007    Temat postu:

Chciałem wam wstawic linki do wersji w doc ale niestety nie zarejestrowani nie moga dodawac linkow Sad odrazu mowie nie wysyłam na gg ani maila
Powrót do góry
zielzielona
mugol
mugol



Dołączył: 26 Lip 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:12, 29 Lip 2007    Temat postu:

to zamiast kropek przecinki wstawiaj

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wiram
Gość






PostWysłany: Nie 0:59, 29 Lip 2007    Temat postu: elo

PANOWIE A JAK SIE MA TŁUMACZENIE KOLEJNYCH ROZDZIAŁÓW,,, ?? ;0
Powrót do góry
Dylorek
charłak
charłak



Dołączył: 28 Lip 2007
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 1:05, 29 Lip 2007    Temat postu: Re: elo

wiram napisał:
PANOWIE A JAK SIE MA TŁUMACZENIE KOLEJNYCH ROZDZIAŁÓW,,, ?? ;0


a myslisz ze tlumacze to roboty sa i nie spia 24h na dobe i tylko tlumacza, daj ludziom odpoczac


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kopass
mugol
mugol



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stw

PostWysłany: Nie 2:08, 29 Lip 2007    Temat postu:

moze ktos wyslac mi pocztowki z numerami 23 i dalej na [link widoczny dla zalogowanych] z gory dziekuje

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Scrappy
Gość






PostWysłany: Nie 5:32, 29 Lip 2007    Temat postu: Lubie piekne krajobrazy

Wyslijcie mi Pocztówki Full Seria Jak Mozecie, Kolekcjonuje. Z Gory Dziekuje.

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
narcyza M
mugol
mugol



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:09, 29 Lip 2007    Temat postu:

Dzieńdobry wszystkim Smile widze że dzisiaj pierwsza jestem Smile niedługo musze wyjechać mam nadzieje że uda mi sie zebrac wszystkie pocztówki zanim wyjade narazie stanełam na 26 pozdrawiam Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jammm
Gość






PostWysłany: Nie 10:09, 29 Lip 2007    Temat postu:

Rozdział 26
Gringotts

Ich plany były gotowe, ich przygotowania skończone; w najmniejszej sypialni, pojedynczy, długi, szorstki czarny włos (wyrwany ze swetra Hermiony, który nosiła w posiadłości Malfoyów) leżał skręcony w małym szklanym flakoniku na gzymsie kominka.
„I ty będziesz używać jej różdżki?” powiedział Harry, wskazując w kierunku orzechowej różdżki „Więc sądzę, że będziesz bardzo przekonująca”.
Hermiona spojrzała na różdżkę przestraszona tak jakby ona mogła ją ukłuć albo ugryźć gdyby chciała ją podnieść.
„Nienawidzę tej rzeczy” powiedziała ściszonym głosem „Naprawdę nienawidzę jej. Czuje się z tym źle, to wszystko nie powinno tak być według mnie….to jest podobne trochę do niej”(lub: to jest jakby jej część?)
Harry nie mógł pomóc, lecz pamiętał jak Hermiona pomogła mu opanować jego odrazę do różdżki z tarniny, przekonując go, że wyobrażał sobie różne rzeczy, kiedy nie działała tak samo jak jego własna, radząc mu po prostu ciągły trening. Zdecydował się nie powtarzać teraz jej własnej rady, chociaż wieczór ich próby napadu na bank Grinngotta był złym momentem na sprzeciwianie się jej.
„To prawdopodobnie pomoże ci lepiej wejść w jej charakter”- powiedział Ron- „Pomyśl, co ta różdżka zrobiła”
„Ale właśnie o to mi chodzi”- powiedziała Hermiona- „Tą różdżką torturowano rodziców Nevilla i kto wie kogo jeszcze! Tą różdżką zabito Syriusza!”
Harry nie pomyślał o tym. Spojrzał na różdżkę i naszła go wielka ochota zniszczenia jej, przecięcia jej na pół mieczem, który wisiał na ścianie obok niego.
„Tęsknię za swoją różdżką”- powiedziała przygnębiona Hermiona- „ Chciałabym, aby Ollivander także zrobił mi nową”. Ollivander przysłał Lunie nową różdżkę tego ranka. W tej chwili Luna była na podwórzu i testowała jej możliwości. Dean, który stracił swoją różdżkę (to the Snatchers ?) przyglądał się temu trochę pochmurnie. Harry spojrzał na głogową różdżkę (hawthorn=głóg), która kiedyś należała do Draco Malfoya. Był mile zaskoczony widząc, że działała ona u niego równie dobrze jak teraz u Hermiony. Pamiętając, co Ollivander mówił na temat działania różdżek, dobrze widział, o co chodzi Hermionie; nie wygrała ona lojalnie tej różdżki odbierając ją Bellatrix. Otworzyły się drzwi sypialni i do środka wszedł Griphook. Harry instynktownie sięgnął po rękojeść miecza i skierował go powoli w jego stronę lecz momentalnie pożałował tego ruchu. Goblin zauważył ten ruch. Znajdując odpowiedni moment powiedział „ Właśnie sprawdziliśmy wszystko, Griphook. Powiedzieliśmy Willowi i Fleur, że wyruszamy jutro i prosiliśmy, aby nie wstawali by nas zobaczyć.”
Byli zgodni, co do tego, ponieważ Hermiona musiała przemienić się w Ballatrix zanim wyjdą, a im mniej Bill i Fleur wiedzieli lub podejrzewali cokolwiek, tym lepiej. Wytłumaczyli także, że nie będą wracać. Ponieważ w nocy kiedy złapali ich (the Snitchers?)zgubili stary namiot Perkinsa, Bill pożyczył im nowy. W tej chwili był on spakowany w zdobionej paciorkami torbie, która jak się Harry dowiedział, Hermiona chroniła przed Snitchers wypychając nią swoją skarpetkę. Chociaż wiedział, że zatęskni za Billem, Fleur, Luna i Deanem nie mówiąc już o domowym komforcie, którego zażywał ostatnio, Harry miał dość zamknięcia w Shell Cottage.
Był zmęczony ciągły upewnianiem się, że nie są podsłuchiwani, zmęczony byciem zamkniętym w małej, ciemnej sypialni. Najbardziej jednak pragnął uwolnić się od Griphooka. Jednakże, dokładnie jak i kiedy oni mieli rozstać się z goblinem po przekazywaniu mu miecza Gryffindora pozostało pytaniem, na które Harry nie znalazł jeszcze odpowiedzi. Ciężko było zdecydować, kiedy to zrobią, ponieważ goblin nie odstępował ich na krok.
„On mógłby dać mojej matce lekcje”- warknął Ron, ponieważ długie palce goblina ukazały się dookoła krawędzi drzwi dalej. Pamiętając ostrzeżenia Billa, Harry zaczął podejrzewać, że Griphook wypatrywał możliwego (skullduggery ?). Hermiona nie zgodziła się z nim w tej teorii, więc Harry zrezygnował z jej pomocy, w jaki sposób najlepiej to wykonać. Ron też nie miał żadnego pomysłu.
Harry spał źle tej nocy. Leżąc w łóżku wspominał jak czuł się w noc, gdy infiltrowali Ministerstwo Magii i przypomniał sobie determinacje, prawie podekscytowanie. Teraz on doświadczał niepokoju dokuczającego wątpliwością: nie mógł pozbyć się strachu, że wszystko pójdzie nie tak jak trzeba. Ciągle sobie powtarzał, że ich plan jest bardzo dobry, że Griphook wiedział, wobec czemu oni stawali, że byli dobrze przygotowani na wszystkie trudności, które na pewno staną im na drodze. Raz czy dwa usłyszał jak Ron się porusza i był pewien, że on też nie śpi, ale pokój dzieli także z Deanem, więc Harry nie odezwał się słowem. Poczuł ulgę, kiedy o 6 rano mógł wyślizgnąć się ze śpiwora, ubrać w szaty i zakraść się do ogrody gdzie miał spotkać się z HermionA i Griphookiem. Świt był zimny, ale teraz, że to już maj zrobiło się cieplej. Harry spojrzał w niebo na ciągle migające gwiazdy i wsłuchał się w szum fal uderzających o klif. Będzie tęsknił za tym dźwiękiem. Minął grób Dobbiego, w pobliżu, którego ziemia za jakiś czas pokryje się cała w kwiatach. Biały kamień, który nosił imię elfa zwietrzał już trochę. Harry uświadomił sobie, ze nie mogli znaleźć piękniejszego miejsca na grób Dobbiego, ciężko mu będzie go tu zostawić. Patrząc z góry na grób zastanawiał się znów skąd elf wiedział gdzie przyjść im z pomocą. Jego palce powędrowały z roztargnieniem w stronę torby nadal zawiązanej dookoła jego szyi i wyczuł w niej mały fragment lustra, w którym przysiągłby, że widział oko Dumbeldora. Wtedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i rozejrzał się. Bellatrix Lestrange szła w jego kierunku w towarzystwie Griphooka. Gdy szła chowała zdobioną paciorkami torbę do wewnętrznej kieszeni innego kompletu starych szat, które oni wzięli z Grimmauld Place. Chociaż Harry wiedział doskonale dobrze, że to była naprawdę Hermione, nie mógł znieść dreszczu obrzydzenia. Była wyższa niż on, miała długie czarne włosy spływające po plecach i pogardliwy wzrok, ale gdy tylko się odezwała usłyszał Hermione przez niski głos Bellatrix.
„Ona smakowała gorzej niż Gurdyroots? W porządku, Ron, przyjdź tutaj teraz mogę zmienić ciebie...”
„Dobrze, ale pamiętaj, że nie lubię zbyt długiej brody”
„Ojejku tu nie chodzi o to, aby wyglądać przystojnie”
„Nie o to mi chodzi, lubiłem mój krótszy nos, więc postaraj się zrobić tak jak ostatnim razem”
Hermione westchnęła i zabrała się do pracy. Ron miał dostać zupełnie nową tożsamość. Tymczasem Harry i Griphook miał zostać ukryty pod peleryna niewidką.
„Gotowe- powiedziała Hermiona- jak on wygląda, Harry?”
Ron był nie do rozpoznania jedynie Harry był w stanie to zrobić, ale tylko dlatego, że tak dobrze go znał. Włosy Rona były teraz długie i faliste, miał gruba, brązowa brodę i wąsy, żadnych piegów, krótki obszerny nos i mocno zarysowane brwi.
„No cóż, on raczej nie jest w moim typie, ale ujdzie”- powiedział Harry- „Chodźmy, zatem”
Wszyscy spojrzeli jeszcze raz w stronę Cottage Shell,a gdy minęli bramę Griphook odezwał się:
„Teraz powinienem wejść na górę, Harry Potter, tak myślę”
Harry schylił się i goblin wspiął się na jego plecy, a ręce stwora zacisnęły się na jego gardle. Nie był ciężki, ale Harremu nie podobało się to uczucie i był zdziwiony z jaka siłą stwór trzyma się jego. Hermiona wyciągnęła z torby pelerynę niewidkę i zarzuciła ją na nich. Harry obrócił się z Griphookiem na plecach koncentrując się cała mocą na Leaky Cauldron zajeździe, który był wejściem do Diagon Alley. Goblin złapał się mocniej, gdy obaj weszli w ciemność a sekundę później Harry poczuł pod stopami chodnik, a gdy otworzył oczy zobaczył, że jest na Charing Cross Road. Mugole krzątali się po ulicy niczego nieświadomi. Bar Leaky Cauldron sprawiał wrażenie opuszczonego. Bezzębny właściciel polerował szkła za ladą baru, para czarodziejów szeptała coś miedzy sobą w rogu stołu, co chwile zerkając w stronę Hermiony.
"Pani Lestrange"- wymamrotał Tom i gdy Hermiona przeszła obok niego pochylił powoli głowę.
„Dzień dobry”- powiedziała Hermiona, a gdy Harry przemykał ukradkiem obok nich zauważył zdziwiona minę barmana.
„Zbyt grzecznie”- szepnął wówczas do uszu Hermiony „Musisz traktować ludzi jak szmaty”
"W porządku, w porządku!"
Hermiona wyciągnął różdżkę Bellatrix i stuknęła w cegłę w ścianie z przodu nich. Natychmiast cegły zaczęły wirować i obróciły się. W środku nich ukazała się dziura, która rosła i rosła aż wkońcu utworzyła bramę na wąskiej ulicy, którą była Diagon Alley. O tej porze był spokojnie, zostało jeszcze trochę czasu do otwarcia sklepów. Ta ulica zmieniła się sporo od czasu, gdy Harry odwiedził ją po raz pierwszy. Coraz więcej sklepów było poświęconych Czarnej Magii. Na wielu szybach wisiały plakaty z napisem NIEPOŻĄDANY NUMER PIERWSZY. Kilku obszarpanych ludzi siedziała w wejściach. Jeden człowiek miał krwawy bandaż na oku. Gdy ruszyli w drogę wzdłuż ulicy, żebracy zobaczyli w przelocie Hermione. Zakładali szybko kaptury na twarz i zaczęli uciekać tak szybko jak mogli. Dziewczyna patrzyła w ich stronę z zainteresowaniem gdy nagle na jej drodze pojawił się człowiek z zabandażowanym okiem. "Moje dzieci"- ryknął on, wskazując na nią. "Gdzie są moje dzieci? Co on zrobił z nimi? Wiesz, wiesz!"
"Ja…ja… naprawdę " jęknęła Hermiona. Mężczyzna zbliżył się do niej sięgając ku jej gardłu. Nagle z hukiem został on odrzucony od niej. Pojawił się Ron, stojąc z wyciągniętą różdżką i malującym się zdziwieniem na jego twarzy. Po obu stronach ulicy w oknach pojawił się twarze ludzkie. Ich wejście do Diagon Alley nie mogło być mniej wyraziste i Harry pomyślał, że może lepiej zawrócić i spróbować, kiedy indziej. Jednak zanim mogli cokolwiek postanowić usłyszeli za sobą krzyk.
"Dlaczego, Madam Lestrange!"
Harry obejrzał się za siebie i zobaczył jak zbliża się w ich stronę wysoki czarodziej z koroną krzaczastych szarych włosów i długim, ostrym nosem.
„To jest Travers”- syknął goblin do ucha Harrego lecz ten nie myślał teraz o tym kim on mógł być. Hermiona powiedziała z całą pewnością siebie na ile ją było teraz stać:
„ Czego chcesz?”
Trawers zatrzymał się wyraźnie obrażony.
„Wyszedłem, aby cię powitać”- powiedział Travers chłodno, "ale, jeśli moja obecność cię nie cieszy…"
Harry teraz rozpoznał jego głos: Travers był jednym ze Śmierciożerców, który został wezwany do domu Xenophilius.
"Nie, nie, wcale nie, Travers" powiedziała Hermiona szybko, próbując kamuflować swoją pomyłkę. "Jak się masz?"
"Dobrze i muszę wyznać, że jestem zaskoczony widząc ciebie zdrową, Bellatrix."
"Naprawdę? Dlaczego?" spytała Hermiona.
"A więc" Travers zakaszlał "Usłyszałem, że Inhabitants Malfoy Manor dostali areszt domowy po…ich ucieczce”
Harry ostrzegł Hermione aby nie traciła głowy dowiadując się, że Bellatrix nie powinna być widziana publicznie.
"Dark Lord wybacza tym, którzy służyli jemu najwierniej w przeszłości" powiedziała Hermiona wspaniałą imitacją pogardliwego głosu Bellatrix. "Być może twój kredyt zaufania nie jest tak dobry z nim jako mój jest, Travers."
Chociaż Śmierciożerca spojrzał obrażony, on też wydawał się mniej podejrzliwy.
"Jak to obraziło ciebie?"
" To nie ma znaczenia, tylko nie zrób tak znów" powiedziała Hermiona chłodno.
" Trochę z tych (wandless?) mogą sprawiać problemy" powiedział Travers. "Kiedy oni nie robią niczego prócz błagania, nie przeszkadza mi to, ale jeden z nich ostatnio poprosił mnie abym bronił go w Ministerstwie w zeszłym tygodniu.
„Jestem czarownicą, jestem czarownicą. Pozwól mi to udowodnić”- naśladował jej skrzekliwy głos.
„Jak gdybym miał oddać jej swoja różdżkę!...ale czyją różdżkę używasz w tej chwili, Bellatrix?”- powiedział Travers z ciekawością.
"Mam moją różdżkę" powiedziała Hermiona zimno, trzymając różdżkę Bellatrix. "Nie wierz we wszystkie pogłoski, które usłyszysz, Travers, bo wydajesz się być źle poinformowany."
Travers wydawał się lekko zaskoczony tym, co powiedziała i obrócił się w stronę Rona.
"Kim jest twój przyjaciel? Nie rozpoznaję go."
"To jest Dragomir Despard" powiedziała Hermiona; zdecydowali się, że fikcyjny obcokrajowiec był najbezpieczniejszą postacią dla Rona
"On mówi bardzo słabo po angielsku, ale popiera cele Dark Lorda. On podróżował tutaj aż z Transylvanii, by zobaczyć nasz nowy reżim."
"Naprawdę? Miło mi , Dragomir?"
"Ow ty?" powiedział Ron, wyciągając rękę.
Travers wyciągnął dwa palce i potrząsnął rękę Rona jakby bał się pobrudzenia.
„A więc co sprowadza cię i… twojego sympatycznego przyjaciela tak wcześnie na Diagon Alley” spytał Travers.
" Potrzebuję odwiedzić bank Gringotts" powiedziała Hermiona.
„Ja także” powiedział Travers "Złoto, brudne złoto! Nie możemy żyć bez tego, jednak wyznaję, że nie cieszę się za bardzo na myśl o spotkaniu z naszymi długo- palczastymi przyjaciółmi."
Harry poczuł jak szpony Griphooka zaciskają się coraz ciaśniej na jego szyi.
„Idźmy, więc” powiedział Travers puszczając Hermiona naprzód.
Hermiona nie miała wyboru i skierowała swoje kroki w stronę banku górującego nad innymi małymi sklepami. Ron z pochylona głową szedł obok niej, a Harry z Griphookiem podążyli za nimi. Wścibski Śmierciożerca był ostatnim, czego teraz potrzebowali. Dużo za wcześnie przybyli do stóp marmurowych schodów doprowadzających do wielkich brązowych drzwi. Ponieważ Griphook już ostrzegł ich, gobliny, które zwykle strzegły wejścia zostały zastąpione przez dwóch czarodziejów, którzy dzierżyli w dłoniach długie, złote pręty.
"Ach, (Probes Probity? )" podpisał teatralnie Travers "takie to efektowne!"
Czarodzieje podnieśli do góry złote pręty umożliwiając im przejście. Probes Probity Harry wiedział, że było to zaklęcie pozwalające wykryć u kogoś skrywane magiczne przedmioty. Wiedząc, ze ma tylko kilka sekund, Harry wskazał różdżka na obu czarodziejów i wymamrotał "Confundo" dwa razy. Travers, zaglądając przez brązowe drzwi do wnętrza głównego holu, nic nie zauważył. Długie czarne włosy Hermiony falowały za nią jak wchodziła na schody.
"Chwileczkę, proszę pani" powiedział strażnik podnosząc ( Probe? ).
"Ale właśnie zrobiłeś to!" powiedziała Hermiona dominującym, aroganckim głosem Bellatrix.
Travers spojrzał wokoło, podnosząc brwi. Strażnicy zdawali się niepewni. Wkońcu jeden z nich powiedział: „ No tak, przecież już panią sprawdzaliśmy”. Hermiona przeszła do przodu. Ron obok niej, a Harry z Griphookiem prześlizgnął się zaraz obok. Harry zdążył tylko zobaczyć jak czarodzieje drapią się zdziwieni po głowach. Dwa gobliny stały przed wewnętrznymi drzwiami, które zostały wykute w srebrze i na których widniał wiersz ostrzegający przed straszną zemstą każdego potencjalnego złodzieja. Harry spojrzał w górę na napis i nagle przypomniał sobie dzień, w którym jako jedenastolatek po raz pierwszy stanął w tym holu a Hagrid stojący obok niego powiedział: „ Cholibka, chyba tylko szaleniec chciałby próbować okraść ten bank”. Tego dnia bank Gringotts wydał mu się cudownym miejscem, a on nigdy nie spodziewałby się, że w tym miejscu czeka na niego tyle złota i nie podejrzewałby, że któregoś dnia wróci tu, aby dokonać kradzieży. Sekundę potem stali już wszyscy w ogromnej marmurowej sali banku. Przy długiej ladzie siedziało kilku goblinów i obsługiwało pierwszych klientów dnia. Hermiona, Ron i Travers podeszli do starego goblina, który oglądał grubą złotą monetę przez soczewkę. Hermiona pozwoliła Traversowi, by stanął przed nią pod pretekstem objaśnienia cech sali Ronowi. Goblin podrzucił monetę, która wylądowała na boku, powiedział; "Leprechaun" i wtedy dopiero przywitał Traversa, który podał do sprawdzenia swój złoty klucz. Po chwili otrzymał go z powrotem. Hermiona podeszła do lady.
"Pani Lestrange!" powiedział goblin, najwyraźniej zaskoczony. "Mój Boże!” Jak…jak mogę pomóc dzisiaj?"
„Pragnę wejść do mojego skarbca" powiedziała Hermiona.
Harry spojrzał wkoło. Nie tylko Travers ociągał się, patrząc, ale kilka innych goblinów popatrzyło w górę, by przyjrzeć się na Hermione.
"Czy posiadasz…identyfikację?" spytał goblin.
"Identyfikację? Ja nigdy nie zostałam proszona o żadną identyfikację!" powiedziała Hermiona.
"Oni wiedzą!" Griphook szepnął Harremu do ucha, "Musieli zostać ostrzeżeni, by spodziewali się oszusta!".
"Twoja różdżka zrobi to, proszę pani" powiedział goblin i wyciągnął nieznacznie drżącą rękę, Harry przestraszył się, że gobliny Gringotts były świadome, że różdżka Bellatrix została ukradziona.
"Teraz zadziałaj, teraz zadziałaj" Griphook szeptał Harremu w ucho, "Rzuć zaklęcie Imperious!". Harry podniósł różdżkę pod płaszczem, wskazał nią tego starego goblina i wypowiedział pierwszy raz w jego życiu; "Imperio!". Harry poczuł w ręce dziwne uczucie dźwięczenia, ciepła, które wydawało się płynąć od jego umysłu, w dół ścięgnami i żyłami łącząc jego z różdżką i przeklętym zaklęciem, które rzucił. Goblin wziął różdżkę Bellatrix, przeegzaminował ją dokładnie i wtedy powiedział;
"Acha, masz zrobioną nową różdżkę, Madam Lestrange!"
"Co?" powiedziała Hermiona "Nie, nie to moja różdżka"
"Nowa różdżka?" powiedział Travers, zbliżając się do lady; nadal wszystkie gobliny patrzyły na nich. "Z czego ona jest zrobiona?"
Harry zadziałał instynktownie; wyciągnął różdżkę w stronę Traversa i wypowiedział jeszcze raz "Imperio!".
"Och tak, rozumiem" powiedział Travers, patrząc w dół na różdżkę Bellatrix "Tak, bardzo ładna i pewnie działa bardzo dobrze?”. Hermiona spojrzała zupełnie oszołomiona. Harry poczuł ogromną ulgę, gdy ona przyjęła ten dziwaczny zwrot wydarzeń bez komentarza. Stary goblin za ladą klasnął i nadszedł młodszy.
"Będę potrzebował (Clankers?)" powiedział goblinowi, który gdzieś pobiegł i wrócił za moment ze skórzaną torbą, która wydawała się być pełna brzęczącego metalu. Wręczył on ją staremu goblinowi.
„Dobrze, dobrze. Madam Lestrange proszę za mną” powiedział stary goblin, skacząc poza swój stołek, znikając im z wzroku. „Zabiore cię do twojego skarbca”. Nagle ukazał im się skacząc wesoło przed nimi, a torba na jego ramieniu cały czas pobrzękiwała. Travers stał jednak w miejscu z szeroko otwartymi ustami.
„Zaczekaj Bogrod!” Inny goblin stanął na końcu lady. "Mamy instrukcje” powiedział i ukłonił się w stronę Hermiony. "Wybacz mi, Madam, ale były specjalne rozkazy dotyczące skarbca Lestrange.” Zaczął coś szeptać do ucha starego goblina, ale ten będąc cały czas pod działaniem zaklęcia krzyknął; " Jestem świadomy instrukcji, Madam Lestrange życzy sobie odwiedzić jej skarbiec … Bardzo stara rodzina … starzy klienci … Tę drogą, proszę … ".
Harry spojrzał w stronę Traversa, który nadal stał w miejscu zdziwiony zachowaniem goblina. Jednym zamachem rozdz. Harry sprawił, że i on poszedł wraz z nimi do kamiennego przejścia, które zostało zaraz oświetlone światłem latarek.
„Mamy kłopoty, oni zaczynają cos podejrzewać” powiedział Harry zdejmując pelerynę, gdy tylko zatrzasnęły się za nimi ciężkie drzwi. Griphook skoczył z jego ramion i wylądował na ziemi. Ani Travers ani stary goblin nie wyglądali na zaskoczonych ich nagłym pojawieniem się. Oboje byli cały czas pod wpływem zaklęcia.
„Mam nadzieję, że zaklęcie jest dostatecznie silne” powiedział Harry i nagle przypomniał sobie prawdziwą Balletrix jak on po raz pierwszy próbował rzucić niewybaczalne zaklęcie; „Musisz tego naprawdę chcieć”.
"Co teraz zrobimy?” spytał Ron. "Czy wyjdziemy, kiedy będziemy chcieli?”
„Jeśli będziemy w stanie” poprawiała go Hermiona patrząc w stronę drzwi prowadzących do głównego holu.
„Zaszliśmy tak daleko, teraz nie możemy się wycofać” powiedział Harry.
"Dobrze!” powiedział Griphook. "Tak, potrzebujemy, by Bogrod kontrolował wózek. Ja nie mam już takiej władzy. Ale nie będzie pokoju dla czarodzieja.”
Harry wskazał różdżką na Traversa.
"Imperio!”
Czarodziej obrócił się i ruszył w drogę wzdłuż ciemnego szlaku w szybkim tempie.
"Do czego go zmuszasz?”
"Ukryj się” powiedział Harry i wskazał różdżką na Bogroda, który gwizdnął, by wezwać mały wózek, który podjechał do nich powoli tocząc się wzdłuż ciemnego tunelu. Po chwili wszyscy wsiedli do niego. Szarpnęło i wóz odjechał nabierając szybkości. Szybko minęli Traversa, który kręcił się w kółko obijając o ściany i wtedy wóz zaczął kręcenie i obracanie przez zawiłe przejścia, będąc nachylonym na dół. Harry teraz nie był w stanie niczego usłyszeć przez hałas; jego włosy powiewały silnie, gdy manewrowali między stalaktytami. Zjechali głębiej niż Harry kiedykolwiek, na ostrym zakręcie minęli wodospad i Harry usłyszał krzyk Griphooka;”Nie!”.
Ale nie było odwrotu, szybko przejechali przez niego i nagle nos i oczy Harrego zapełniły się wodą. Przez chwile nie był w stanie oddychać ani nic ujrzeć. Nagle wózek gwałtownie skręcił i zostawili wodospad daleko w tyle. Harry poczuł jak wózek uderza o ściany i zdawało mu się, że słyszy głos Hermiony. Wkońcu wszyscy stali z powrotem na ziemi.
„To było czarujące” Hermiona wypluwała wodę z ust. Harry z przerażeniem spostrzegł, że przyjaciółka przestała być Bellatrix, zamiast tego stała obok cała przemoczona w za dużych szatach. Ron był znów rudy bez żadnego zarostu. Oboje, gdy tylko popatrzyli na siebie zrozumieli, że czar przestał działać.
„To nie była zwykła woda” powiedział Griphook „ Ukrywali ten sposób ochrony, ale to zmywa wszystko, każdy czar i każde zaklęcie”. Harry zauważył, że Hermiona szybko sprawdziła czy ma nadal przy sobie swoja zdobioną paciorkami torbę, a sam sprawdził czy ma przy sobie pelerynę niewidkę. Nagle uświadomił sobie, że stary goblin patrzy na nich zdziwiony i zdał sobie sprawę, że woda zmyła także z niego zaklęcie Imperiusa.
"Potrzebujemy jego” powiedział Griphook " Nie możemy wejść do skarbca bez goblina Gringott. I potrzebujemy kluczy!”.
"Imperio!” Harry powiedział znów; jego głos odbił się echem przez kamienne przejście i poczuł znów sens gwałtownej kontroli, która płynęła od mózgu do różdżki. Bogrod poddał się jeszcze raz jego woli, jego zdziwienie zmieniło się w grzeczną obojętność. Ron śpieszył się, by podnieść skórzaną torbę z kluczami.
"Harry zdaję się, że ktoś nadchodzi. Słyszę kroki.” powiedziała Hermiona i wskazała różdżką Bellatrix na wodospad "Protego!”.
„Dobry pomysł” powiedział Harry „Griphook prowadź!”
"Jak będziemy wracać?” Ron spytał jak oni biegli do ciemności po krokach goblina, a Bogrod podążał ich śladem sapiąc jak stary pies.
„Będziemy się tym martwic potem” powiedział Harry. Starał się cos usłyszeć, bo zdawało mu się, że słyszy jakieś pobrzękiwania..” Griphook, jak daleko jeszcze?”
"Nie daleko, Harry Potter, nie daleko…". Gdy skręcili za róg ujrzeli coś, na co Harry był przygotowany lecz mimo tego i tak się przestraszyli. Olbrzymi, czerwony smok strzegł dostępu na skarbca. Smok zwrócił łeb w ich stronę i ryknął, a z jego paszczy wydostał się kłęb ognia.
„On jest częściowo ślepy” powiedział Griphook „Ale i dlatego bardziej dziki. Jednakże, mamy sposób, by kontrolować go. To nauczyło się, co oczekiwać kiedy (Clankers?) przychodzi. Daj mi to.” Ron podał mu torbę, a goblin wyjął z niej kilka małych metalowych elementów i kiedy nimi potrząsnął wydały z siebie dziwne wysokie dźwięki.
"Wiesz, co robić” Griphook powiedział do Harrego, Rona i Hermiony. " On kiedy to słyszy spodziewa się bólu. On wycofa się i Bogrod będzie musiał umieścić jego łapę na drzwiach skarbca.”. Cofnęli się, Harry słysząc ten dźwięk sam czuł nieprzyjemne wibracje w głowie. Smok nagle cofnął się.
„Spraw, aby odcisnął jego szpony na drzwiach!” krzyknął Griphook wskazując na starego goblina. Bogrod znów był im posłuszny i wykonał polecenie, nagle drzwi roztopiły się ukazując wnętrze wypełnione po brzegi złotymi monetami i pucharami.
„Szukajcie, szybko!” krzyknął Harry, gdy wszyscy wpadli szybko do środka skarbca. Opisał im filiżankę Hufflepuffa, sam miał chwile aby rozejrzeć się wkoło gdy nagle drzwi zatrzasnęły się i pogrążyli się w całkowitej ciemności.
„Nieważne, Bogrod wypuści nas ponownie” powiedział Griphook zauważając przerażenie na twarzy Rona „Rozpal swoja różdżkę, dobrze? I pospiesz się, bo mamy mało czasu”
„Lumos”
Harry poświecił swoją różdżką dookoła skarbca; belki były całe w klejnotach, klejnotach kacie leżał fałszywy miecz Griffindora. Ron i Hermiona zapalili także swoje rozdz. i teraz oświetlali kąty skarbca w poszukiwaniach.
"Harry, może to to? Aargh!” Hermiona wrzasnęła z bólu i Harry zwrócił jego różdżkę na nią w samą porę, by zobaczyć ozdobiony klejnotami puchar upadający z jej uścisku. Upadając puchar rozbił się na tysiąc innych mniejszych i teraz już nie było sposobu, aby odróżnić z nich ten prawdziwy.
„To mnie oparzyło” powiedziała Hermiona i włożyła do ust pokryty bąblami palec.
"Wszystko, co dotkniesz teraz spłonie i będzie mnożyło się, ale kopie będą bezwartościowe, a jeśli będziesz kontynuować, w końcu zniszczy się”
"W porządku, nie dotykaj niczego!” powiedział Harry rozpaczliwie, ale nagle Ron dotknął jeden leżący na ziemi puchar i z niego powstało kolejnych dwadzieścia a część jego buta spłonęła przez kontakt z gorącym metalem.
„Stań się nieruchomo, nie ruszaj się!” powiedziała Hermiona, chwytając Rona.
"Tylko spójrz wokoło!” powiedział Harry. "Zapamiętaj, filiżanka ta jest mała i złota i ma wygrawerowanego borsuka na niej lub po prostu patrz czy nie ma czegoś z symbolem Ravenlava- orłem”. Skierowali ich różdżki do każdego kącika i szczeliny, obracając nimi ostrożnie w miejscu. W pewnym momencie Harry cos zauważył i serce zaczęło bić mu szybciej.
"To jest tam, to jest tam na górze!”. Ron i Hermiona skierowali tam różdżki i ich oczu ukazała się mała, złota filiżanka, która należała do Helgi Hufflepuff.
„No i jak my teraz dostaniemy się tam na górę nie dotykając niczego?” zapytał Ron.
“Accio filiżanka!” krzyknęła Hermiona zapominając co mówił im Griphook.
"Żadnej magii, żadnej magii!” warknął goblin.
"No to, co robimy?” powiedział Harry, świecąc w goblina. "Jeśli chcesz miecz, Griphook, to będziesz musiał pomóc nam więcej niż tylko czekać! Czy mogę dotknąć rzeczy za pomocą miecza? Hermiono, daj to tutaj!”
Hermiona wyjęła miecz z torby i Harry jego końcówka dotknął pobliskiego kielicha. Nic się nie stało.
„Mogę skorzystać z pomocy miecza, ale jak dostane się na górę?”
Półka, na której stała filiżanka była poza ich zasięgiem, nawet dla Rona, który był z nich najwyższy. W środku było bardzo gorąco i Harry czuł jak po placach spływają mu strużki potu, myśląc o tym jak dostać się na górę nagle usłyszał ryk smoka i coraz głośniejsze pobrzękiwanie metalu. Teraz byli naprawdę w pułapce. Harry popatrzył na przyjaciół i dostrzegł przerażenie w ich oczach.
"Hermiono” powiedział Harry, gdy pobrzękiwanie stawało się coraz głośniejsze "Jak mam dostać się tam na górę, muszę pozbyć się tego”.
Hermiona wskazała na niego różdżką mówiąc: "Levicorpus.”
Unoszony za kostkę w powietrze Harry uderzył o stojące niedaleko zbroje. Z okrzykiem bólu Ron, Hermiona i dwa gobliny zostali odrzuceni na bok uderzając w inne przedmioty, które natychmiast zaczęły się mnożyć.
"Impervius!” krzyknęła Hermiona chcąc chronić ich od płonącego metalu. Wówczas najgorszy okrzyk skłonił Harrego by spojrzał w dół. Przyjaciele byli po pas zasypani w skarbach i próbowali uchronić Bagroda przed wpadnięciem lecz Griphook już wpadł i było widać tylko końcówki jego palców. Harry złapał go za ręce i wyciągnął całego pokrytego drobnymi bąblami.
"Liberatocorpus!” wrzasnął Harry i razem z gobelinem wylądował na czubku tej góry lecz miecz wyślizgnął mu się z dłoni.
„Złap go” wrzasnął walcząc z gorącym metalem by uniknąć poparzenia a cwany Griphook wspinał mu się ze strachu na plecy.
"Gdzie jest miecz? To miało filiżankę na ostrzu!”. Pobrzękiwanie u drzwi stało coraz głośniejsze. Było już za późno.
"Tam!”
To był Griphook, który zobaczył go i Griphook, który pchnął go i w tej chwili Harry wiedział, że goblin nigdy nie oczekiwał, by oni dotrzymali słowa. Trzymając się jedna ręka włosów Harrego goblin rozhuśtał miecz, aby ten mógł po niego sięgnąć. Mała, złota filiżanka nadziana na szpikulec miecza uleciała w powietrze. Harry skoczył do wody i złapał ją. Ledwie świadomy z bólu schował ją do kieszeni i sięgnął w górę by odzyskać miecz, ale Griphook zniknął. Wcześniej ześlizgnął się Harremu z pleców i teraz biegł między innymi gobelinami trzymając wysoko miecz i krzycząc; "Złodzieje! Złodzieje! Pomocy! Złodzieje!”. Harry krzyknął w stronę Rona i Hermiony: “Stupefy!” i przyjaciele dołączyli do niego. Czerwone światła z ich różdżek leciały do tłumu goblinów, lecz pojawiło się jeszcze także kilku strażników. Uwiązany smok puścił w stronę goblinów kłęb ognia; strażnicy pouciekali. Harry gniewnie zrzucił w stronę smoka: "Relashio!” Łańcuchy otwarły się z głośnym trzaskiem.
„Tędy!” krzyknął cały czas zrzucając zaklęcia w stronę goblinów skierował się do ślepego smoka.
„Harry co ty robisz?!” krzyknęła Hermiona.
„Wstań, wejdź na górę, no dalej!”
Smok nie zrozumiał, że był wolny. Harry zaczepił nogą o znaleziony na jego ciele hak i podciągnął się na jego plecy. Wyciągnął rękę podając ją Hermionie i wciągnął ją koło siebie. Ron wspiął się sam i za chwilę smok zorientował się, że był wolny. Z głośnym rykiem stanął dęba i Harry uderzył go w bok kolanami. Smok rozpostarł skrzydła zmuszając krzyczących goblinów do ucieczki. Harry, Ron i Hermiona położyli się płasko na smoku, gdy ten szykował się do przelotu mijając goblinów rzucających sztyletami w jego kierunku.
„Nie przelecimy, on jest za duży!” krzyknęła Hermiona, ale smok otworzył paszczę wypuszczając z niej strumień płomienia i wypalając w tunelu potężna dziurę. Nagle Hermiona wrzasnęła: "Defodio!” co pomogło jeszcze bardziej powiększyć tę dziurę i smok wydostał się na zewnątrz zostawiając w tyle wrzeszczących goblinów. Hermiona pomagała smokowi powiększyć przejście i dostać się w stronę świeżego powietrza z dala od wrzeszczących goblinów. Harry i Ron zaczęli ją naśladować wysadzając sufit za pomocą czarów. Minęli po drodze podziemne jezioro. Smok jakby poczuł zew wolności, wymachiwał potężnym ogonem na prawo i lewo zostawiając za sobą pełno gruzu i kawałków olbrzymich stalaktytów. I nagle wspólnymi siłami wraz z pomocą smoka przedostali się do marmurowego korytarza. Gobliny i czarodzieje krzyknęli biegnąc, aby zakryć przejście, ale smok miał końcu dość miejsca aby rozwinąć swoje skrzydła. Zwrócił swój rogaty łeb w stronę chłodnego powietrza i wzleciał w górę wraz, z Harrym, Ronem i Hermiona uczepionych jego pleców. Roztrzaskał metalowe drzwi zostawiając je wiszące na zawiasach i uleciał wysoko w stronę nieba.
Powrót do góry
BigStar29
mugol
mugol



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:15, 29 Lip 2007    Temat postu:

kurde znowu sie cos stało z hp.site

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
malyna
charłak
charłak



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:21, 29 Lip 2007    Temat postu:

właśnie czemu Klub Ślimaka nie działa??

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kamil610
mugol
mugol



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:04, 29 Lip 2007    Temat postu:

Ma ktos moze 24 ?? Wklejcie go tutaj jesli mozecie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
komornik
mugol
mugol



Dołączył: 28 Lip 2007
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:09, 29 Lip 2007    Temat postu:

malyna napisał:
właśnie czemu Klub Ślimaka nie działa??



a no nie dziala a to ze wzgledu na to ze znajomosc angielskiego nie dokonca jest "legalna" sprawa. Wychodzi na to ze jesli znasz angielski to jesteś pirat.

Paranoja


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Łapa
Gość






PostWysłany: Nie 13:12, 29 Lip 2007    Temat postu:

Rozdział 24



Wytwórca różdżek





To było jak pogrążenie się w starym koszmarze. Na mgnienie Harry uklęknął jeszcze raz obok ciała Dumbledora u stóp najwyższej wierzy w Hogwarcie. Ale w rzeczywistości wpatrywał się w maleńkie ciało leżące powykręcane na trawie, ugodzone przez Bellatrix srebrnym nożem.

– Zgredku… Zgredku…- powtarzał cały czas, chociaż wiedział, że elf odszedł gdzieś, skąd nie mógł mu odpowiedzieć.

Po jakiejś minucie zorientował się, że mimo wszystko przybyli w dobre miejsce. Byli tu Bill i Fleur, Dean i Luna zebrani wokół niego klęczącego przed skrzatem.

- Hermiona – powiedział nagle. – gdzie ona jest?

- Ron zabrał ją do środka – powiedział Bill. – nic jej nie będzie.

Harry spojrzał w dół na Zgredka. Wyciągnął rękę i wyjął ostre ostrze z ciała skrzata, poczym ściągnął swoją kurtkę i przykrył nią Zgredka jak kocem.

Podczas, gdy inni rozmawiali, Harry słuchał jak gdzieś w pobliżu morze uderzało o kamień. Omawiali sprawy, które go kompletnie nie interesowały, podczas gdy on podejmował pewne decyzje. Dean niósł rannego Gryfka do domu, Fleur pospieszyła z nimi. Teraz tylko Bill naprawdę słuchał tego, co sam mówił. Harry wpatrywał się bezmyślnie w maleńkie ciało leżące na ziemi. Jego blizna kłuła i piekła gdy w jednej części swojego umysłu zobaczył tak jakby patrząc ze złej strony długiego teleskopu Voldemorta, który karał wszystkich, którzy zostali w posiadłości Malfoyów. Jego wściekłość była straszliwa, a jednak żal Harrego wobec Zgredka wydawała się trochę osłabiać ból, który stał się jakby odległą burzą, która dochodziła do Harrego przez ogromny, cichy ocean.

- Chciałbym zrobić to jak należy – były to pierwsze słowa, których Harry był w pełni świadomy podczas mówienia. - Nie za pomocą czarów. Masz łopatę?

I wkrótce potem zabrał się do roboty, wykopując w pojedynkę grób w miejscu, które Bill pokazał mu na końcu ogrodu, wśród krzaków. Kopał z zaciekłością, ciesząc się z fizycznej pracy. Robienie tego w nie magiczny sposób było wspaniałe, bo każda odrobina potu i każdy pęcherz odczuwał jak prezent dla skrzata, który uratował im życie. Paliła go blizna, ale był panem bólu, czuł to, teraz mógł być ponad nim. Wreszcie nauczył się to kontrolować, nauczył się zamykać umysł przed Voldemortem. Najważniejsza rzecz, której, jak chciał Dumledore, miał się nauczyć od Snape. Wtedy gdy Voldemort nie powinien mieć możliwości opętania Harrego, kiedy wyniszczało go cierpienie po Syriuszu, teraz jego myśli nie mogły wdzierać się w Harryego, gdy opłakiwał Zgredka. [Just as Voldemort had not been able to possess Harry while Harry was consumed with grief for Sirius, so his thoughts could not penetrate Harry now while he mourned Dobby.]. Wydawałoby się, że to żal odpędził Voldemorta… oczywiście Dumbledore powiedziałby, że to była miłość.

Harry kopał głębiej i głębiej w stwardniałej, zimnej ziemi, wyładowując swój żal w pocie, zaprzeczając bólowi blizny. W ciemności towarzyszył mu tylko odgłos jego własnego oddechu i szum pędzącego morza. Wszystko co wydarzyło cię u Malfoyów i wszystko co słyszał wróciło do niego, a w ciemnościach rozkwitło zrozumienie…

Niezachwiany rytm jego ramion wybijał takt myślom. Relikwie… Horcruxes… Relikwie…. Już dłużej nie paliła go ta dziwna, obsesyjna tęsknota. Strata i strach wyparły ją na zewnątrz. Miał wrażenie, że ktoś trzepnięciem obudził go jeszcze raz.

Głębiej i głębiej Harry osuwał się w grób. Wiedział gdzie Voldemort był dzisiaj wieczorem, kogo zabił w najwyższej celi Nurmengardu i dlaczego….

I pomyślał o Glizdogonie, zmarłym z powodu jednego, małego, nieświadomego impulsu łaski… Dubledore to przewidział… Jak dużo jeszcze wiedział?

Harry stracił poczucie czasu. Zauważył tylko, że ciemność rozjaśniła się o kilka stopni kiedy przyszli Ron i Dean.

- Jak Hermiona?

- Lepiej – powiedział Ron. – Fleur jej dogląda.

Harry miał gotową odpowiedź gdyby zapytali go dlaczego nie stworzył po prostu doskonałego grobu za pomocą różdżki, ale nie potrzebował jej. Obaj wskoczyli do dziury którą zrobił, ze swoimi łopatami i razem pracowali w ciszy, aż do momentu, gdy dół wydawał się być wystarczająco głęboki.

Harry zawinął skrzata dokładniej w swoją kurtkę. Ron usiadł na krawędzi grobu, zdjął buty i skarpetki i położył na bose nogi Skrzata. Dean stworzył wełniany kapelusz, który Harry ostrożnie umieścił na głowie Zgredka okrywając jego nietoprzowate uszy.

- Powinniśmy zamknąć mu oczy .

Harry nie słyszał reszty wyłaniającej się z ciemności. Bill ubrał podróżną szatę, Fleur duży, biały fartuch, z którego kieszeni wystawała butelka, o ile Harry mógł rozpoznać, Szkiele-Wzro. Hermiona, opatulona pożyczonym szlafrokiem była blada i chwiała się na nogach. Kiedy podeszła Ron objął ją ramieniem. Luna, która kuliła się w jednym z płaszczów Fleur, przykucnęła i delikatnie położyła palce na każdej z powiek skrzata, zamykając je ponad jego lodowatym spojrzeniem.

- Już – powiedziała łagodnie. – Teraz może spać.

Harry umieścił skrzata w grobie, ułożył jego maleńkie kończyny tak jak by odpoczywał. Wtedy wspiął się na zewnątrz i po raz ostatni wpatrzył się w małe ciałko. Zmuszał się, żeby się nie załamać. Pamiętał jak było na pogrzebie Dumbledora: wiele rzędów złotych krzeseł, Minister Magii w pierwszym rzędzie, recytowanie osiągnięć Dumbledora, okazałość białego, marmurowego grobowca. Czuł, że Zgredek zasługuje właśnie na taki okazały pogrzeb, a jednak leżał tu, między krzakami, w wykopanej dziurze.

- Myślę, że powinniśmy coś powiedzieć – zaczęła Luna- będę pierwsza, mogę?

I kiedy wszyscy na nią spojrzeli, zwróciła się do martwego skrzata spoczywającego na dnie grobu:

- Dziękuję ci bardzo Zgredku, za uwolnienie mnie z tej piwnicy. To takie niesprawiedliwe, że musiałeś umrzeć chociaż byłeś tak dobry i dzielny. Zawsze będę pamiętać co dla nas zrobiłeś. Mam nadzieję, że jesteś teraz szczęśliwy. - odwróciła się i spojrzała wyczekująco na Rona, który odchrząknął i powiedział zachrypniętym głosem:

- Taaak…. Dzięki Zgredku

- Dzięki – wymamrotał Dean.

Harry przełknął ślinę.

- Do widzenia Zgredku – powiedział i to było wszystko co mógł wykrztusić, ale Luna powiedziała wszystko za niego. Bill podniósł swoją różdżkę. Stos ziemi obok grobu wzniósł się w powietrze i schludnie spadł, tworząc mały, czerwony wzgórek.

- Macie coś przeciwko, żebym został tutaj chwilkę – zapytał pozostałych.

Mamrotali słowa których nie wychwycił. Poczuł delikatne poklepywania na swoich plecach a następnie wszyscy powlekli się z powrotem do wioski zostawiając Harrego samego.

Spojrzał wokoło: było tam trochę dużych, białych kamieni wygładzonych przez morze, oznaczających skraj klombów. Podniósł jednego z największych i położył go na wysokości miejsca, gdzie teraz spoczywała głowa Zgredka. Wtedy poczuł w swojej kieszeni różdżki. Były tam dwie. Zupełnie zapomniał,[lost track]. Nie mógł sobie teraz przypomnieć czyje one były. Wydawał się pamiętać wyrwanie ich z czyjejś ręki. Wybrał krótsza, którą wydała mu się bardziej znajoma w ręce i wycelował w kamień. Powoli, zgodnie z mruczanymi przez niego instrukcjami, na powierzchni kamienia ukazywały się głębokie cięcia. Wiedział, że Hermiona mogłaby zrobić to ładniej i prawdopodobnie szybciej, ale chciał oznaczyć to miejsce tak jak chciał wykopać grób. Gdy Harry wstał ponownie, na kamieniu wyryte było:

TUTAJ SPOCZYWA ZGREDEK, WOLNY SKRZAT DOMOWY



Jeszcze przez kilka sekund patrzył na swoje rękodzieło, poczym odszedł. Jego blizna nadal trochę go kłuła, a jego umysł pełen był myśli, które dopadły go w grobie. Pomysłów, które nabierały kształtu w ciemnościach, pomysłów zarówno fascynujących jak przerażających.

Wszyscy siedzieli w salonie kiedy wszedł do małego holu, a ich uwaga była skupiona na Billu. Pokój był delikatnie oświetlony, piękny, z małym ogniem palącym się jasno w kominku. Harry nie chciał zostawić na dywanie błota więc stanął w drzwiach, słuchając.

- … całe szczęście, że Ginny wróciła na święta. Jeśli zostałaby w Hogwarcie mogliby ją zabrać, zanim byśmy do niej dotarli. Teraz wiemy, że też jest bezpieczna. – rozejrzał się i zobaczył Harrego stojącego w drzwiach. – zabrałem ich wszystkich z Nory – wyjaśnił. – i przeniosłem do Muriel. Śmierciożercy wiedzą teraz, że Ron jest z tobą, będą zobowiązani do celowania w całą rodzinę [they’re bound to target the family]… nie przepraszaj! – dodał na widok miny Harrego. – tato mówił od miesięcy, że to tylko kwestia czasu. Jesteśmy w końcu największą rodziną zdrajców krwi.

- Jak są chronieni? –zapytał Harry

- Zaklęcie Fideliusa. Tato jest strażnikiem tajemnicy. I zrobiliśmy to samo z tą wioską. Tutaj ja jestem strażnikiem tajemnicy. Żadne z nas nie może chodzić do pracy, ale są teraz ważniejsze rzeczy. Jak tylko Ollivander i Gryfek dojdą do siebie przeniesiemy ich też do Muriel. Tutaj nie ma zbyt wiele pokoi a ona ma ich sporo. Noga Gryfka jest w trakcie leczenia. Fleur dała mu Szkiele-Wzro. Będziemy prawdopodobnie mogli przenieść ich za godzinę…

- Nie – powiedział Harry a Bill wyglądał na zaskoczonego – Potrzebuję obu tutaj. Muszę z nimi porozmawiać. To ważne. – poczuł moc w swoim głosie, przekonanie, które przyszło do niego kiedy kopał grób Zgredka. Wszystkie twarze obróciły się na niego, wyglądając na zakłopotane.

- Idę się umyć – powiedział Billowi patrząc na swoje ręce pokryte błotem i krwią. – później chciałbym ich zobaczyć, jak najszybciej.

Wszedł do małej kuchni i podszedł do zlewu pod oknem wychodzącym na morze.

Perłoworóżowy i słabo złoty brzask rozbijał się o horyzont, kiedy mył ręce, znowu podążając za myślami, które przyszły do niego w ciemnym ogrodzie…

Zgredek nie mógłby nigdy powiedzieć im, kto go wysłał do piwnicy, ale Harry wiedział co zobaczył. Świdrujące, niebieskie oko spojrzało z fragmentu lustra a następnie przyszła pomoc. Pomoc zawsze przyjdzie w Hogwarcie do tych, którzy o nią poproszą.

Harry wytarł do sucha swoje ręce, nieczuły na piękno scenerii za oknem i szepty w salonie. Spojrzał ponad oceanem i poczuł się bliżej niż nigdy wcześniej, świt, bliżej do serca tego wszystkiego. [He looked out over the ocean and felt closer, this dawn, than ever before, closer to the heart of it all – dawn oznacza zarowno “swit” jak I “zaswitalo mi”]

A mimo to blizna kłuła go i wiedział, że Voldemort też to odczuwa. Zrozumiał a jednak nie rozumiał. Instynkt podpowiadał mu jedną rzecz, rozum całkowicie inną. Dumbledore w głowie Harrego uśmiechnął się, lustrując go wzrokiem ponad czubkami palców, ściskanych razem jakby w modlitwie.

Dałeś Ronowi wygszacz… rozumiałeś go… dałeś mu możliwość powrotu…

I rozumiałeś też Glizdogona… wiedziałeś ,że będzie w nim troszke skruchy…

I jeżeli ich tak dobrze znałeś… Co wiedziałeś o mnie, Dumbledore? Miało znaczenie zrozumienie a nie szukanie? Widziałeś jak mocno będę to przeżywał? To dlatego uczyniłeś to trudniejszym? Żebym miał czas to zrozumieć?

Harry wciąż stał, szklistymi oczami obserwując miejsce, gdzie jaskrawozłoty promień słońca wznosił się ponad horyzont. Spojrzał na swoje czyste dłonie i przez moment zaskoczyło go, że trzyma w nich ścierkę. Położył ją i powrócił do holu. Nagle poczuł swoją bliznę tętniącą gniewnie, a następnie przez jego umysł przemknął, nieuchwytny jak cień ważki na wodzie, profil budynku który znał niezwykle dobrze.

Bil i Fleur stali na schodach

- Muszę porozmawiać z Gryfek i Ollivanderem –powiedział Harry.

- Nie – odpowiedziała Fleur – Ti musisz poczekać, Arry, oni obaj zbyt zmęceni…

- Przykro mi– odparł bez zdenerwowania – ale to nie może czekać. Muszę porozmawiać z nimi teraz. Na osobności… i oddzielnie. To pilne.

- Harry, o co do diabła chodzi? – zapytał Bill. – Wracasz tutaj z martwym skrzatem domowym i na pół przytomnym gobelinem, Herminą wyglądającą jak by była torturowana a Ron właśnie odmówił powiedzenia mi czegokolwiek…

- Nie możemy powiedzieć Ci co robimy – powiedział stanowczo Harry. – jesteś w zakonie, Bill, wiesz, że Dumbledore zostawił nam misję. Nie zostaliśmy upoważnieni do rozmawiania o tym z nikim innym.

Fleur wydała z siebie zirytowany odgłos, ale Bill nie patrzył na nią. Wpatrywał się w Harrego. Trudno było określić, co o tym myśli, ponieważ jego twarz pokryta była głębokimi bliznami. W końcu powiedział:

- Dobrze. Z którym chciałbyś rozmawiać jako pierwszym?

Harry zawahał się. Wiedział co zależało od jego decyzji. Nie było czasu do stracenia. Nadszedł moment decyzji: horcruxy czy regalia?

- Gryfek – powiedział Harry – Najpierw porozmawiam z Gryfkiem.

Jego serce waliło tak jak by biegł sprintem i właśnie przeskoczył niewyobrażalną przeszkodę.

- Więc chodź na górę – rzekł Bill, wskazując drogę. Harry wszedł na kilka stopni zanim się zatrzymał i obejrzał.

- Będę potrzebował waszej dwójki – odezwał się do Rona i Hermiony, którzy przyczaili się, na wpół ukryci za drzwiami salonu. Obydwoje weszli w krąg światła. Na ich twarzach malowała się osobliwa ulga.

- Jak się czujesz – spytał Harry Hermionę. – Byłaś niesamowita wymyślając tą historię kiedy ona sprawiała Ci taki ból…

Hermiona uśmiechnęła się słabo kiedy Ron uścisnął ją jednym ramieniem.

- Co teraz robimy, Harry? – zapytał

- Zobaczysz. Chodźcie.

Harry, Ron i Hermina podążyli za Billem po schodach do mały podest. Było tam troje drzwi.

- Tutaj – powiedział Bill, otwierając drzwi do pokoju jego i Fleur, który także miał widok na morze, teraz w złotych cętkach słońca. Harry podszedł do okna, odwrócił się plecami do wspaniałego widoku i czekał ze skrzyżowanymi na piersi ramionami i kłującą blizną. Hermina zajęła miejsce na krześle przy toaletce, Ron na jego poręczy.

Bill pojawił się, niosąc małego goblina, którego posadził ostrożnie na łóżku. Gryfek wychrząkał podziękowania i Bill wyszedł zamykając drzwi.

- Przepraszam, że wyciągnąłem cię z łóżka – powiedział Harry. – Jak twoja noga?

- Boli – odpowiedział goblin. – ale zdrowieje.

Wciąż trzymał kurczowo miecz Gryffindora i patrzył się dziwnym wzrokiem: na pół zaczepny i pół zaintrygowany. Harry zauważył, że jego skóra była ziemista, miał długie, wąskie palce i czarne oczy. Fleur zdjęła mu buty: jego długie stopy były brudne. Był większy niż skrzat domowy, ale nie tak bardzo. Jego kopulasta głowa była dużo większa niż ludzka.

- Pewnie nie pamiętasz… - rozpoczął Harry.

-… że to ja byłem gobelinem, który zabrał cię do Twojej skrytki, kiedy pierwszy raz odwiedziłeś Gringotta? – powiedział Gryfek – pamiętam, Harry Potterze, nawet wśród goblinów jesteś bardzo sławny.

Harry i goblin patrzyli na siebie oceniając się nawzajem. Blizna wciąż kłuła. Harry chciał przejść przez tą rozmowę szybko, a zarazem bał się postawienia fałszywego kroku.

Podczas, gdy próbował zdecydować się co do sposobu wyartykułowania swojej prośby, goblin przerwał ciszę.

- Pochowałeś skrzata – powiedział z niespodziewaną urazą w głosie. – obserwowałem cię z okna sypialni obok.

- Tak- powiedział Harry.

Gryfek popatrzył na niego kątem swoich skośnych, czarnych oczu.

- Jesteś niezwykłym czarodziejem, Harry Potterze.

- Pod jakim względem? – zapytał Harry pocierając z roztargnieniem bliznę.

- Wykopałeś grób.

- No i?

Gryfek nie odpowiedział. Harry pomyślał, że szydzi z tego, że zrobił to jak Mugol, ale to, czy Gryfek wyraża zgodę na grób Zgredka czy też nie, nie miało dla niego żadnego znaczenia. Zebrał się w sobie by zaatakować.

- Gryfku, muszę zapytać….

- Uratowałeś też goblina.

- Co?

- Wziąłeś mnie tutaj. Ocaliłeś mnie.

- No cóż, mam nadzieję że nie żałujesz? – powiedział Harry trochę zniecierpliwiony.

- Nie, Harry Potterze – powiedział Gryfek, okręcając rzadką, czarną brodę wokół jednego ze swoich palców – ale jesteś bardzo dziwnym czarodziejem.

- Prawda – powiedział Harry. – więc potrzebuję pomocy, Gryfku, a ty możesz mi jej udzielić.

Goblin nie zrobił żadnego zachęcającego gestu, ale patrzył na Harrego z marsową miną, jakby nigdy wcześniej nie widział niczego takiego jak on. - muszę się włamać do skrytki w Gringocie.

Harry nie miał zamiaru powiedzieć tego w ten sposób: te słowa wymusił na nim ból, który przeszył jego bliznę i to co znowu zobaczył – zarys Hogwartu. Stanowczo zamknął swój umysł. Musiał się najpierw zająć Gryfkiem. Ron i Hermina wpatrywali się w Harrego jakby oszalał.

- Harry… - powiedziała Hermiona, ale Gryfek jej przerwał:

- Włamać się do skrytki w Gringocie? – powtórzył goblin krzywiąc się trochę gdy zmienił swoją pozycję na łóżku – to jest niemożliwe.

- Jest możliwe – zaprzeczył mu Ron. – i to było już zrobione.

- Taak – powiedział Harry. – tego samego dnia kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, Gryfku. Moje urodziny, siedem lat temu.

- Skrytka o której mówicie była wtedy pusta – sapnął goblin a Harry zrozumiał, że nawet jeśli Gryfek opuścił Gringotta, czuł się urażony możliwością naruszenia jego obrony – Ochrona była minimalna.

- No więc, skrytka do której chcemy wejść nie jest pusta i zgaduję, że jej ochrona będzie dosyć potężna – powiedział Harry. – należy do Leastrangeów.

Zobaczył jak Hermiona i Harry patrzą się na siebie z zaskoczeniem, ale będzie dużo czasu na wyjaśnienia po tym jak Gryfek udzieli odpowiedzi.

- Nie masz szans – powiedział stanowczo Gryfek. – Możesz zapomnieć. [If you seek beneath our floors, a treasure that was never Yours…]

- [Thief, you have been warned, beware] - taak, wiem, pamiętam – powiedział Harry. – ale ja nie zamierzam zagarnąć żadnego skarbu dla siebie. Nie chcę brać niczego dla osobistego zysku. Jesteś w stanie w to uwierzyć?

Goblin spojrzał ukosem na Harrego. Blizna na jego czole zakłuła, ale zignorował ją, nie przyjmując do wiadomości bólu.

- Jeśli byłby czarodziej któremu miałbym uwierzyć, że nie będzie szukał osobistego zysku – powiedział w końcu Gryfek. – to byłbyś ty, Harry Potterze. Gobliny i skrzaty nie są zwykle chronione ani obdarzane szacunkiem, który wykazałeś dzisiejszej nocy. Przynajmniej nie przez nosicieli różdżek.

- Nosiciele różdżek – powtórzył Harry: ten zwrot odbijał mu się dziwnie w uszach. Jego blizna zakłuła, gdyż Voldemort skierował swoje myśli na północ a Harry chciał jak najszybciej przejść do pytania pana Ollivandera.

- O prawo do noszenia różdżki – powiedział cicho goblin. – długo toczył się spór pomiędzy czarodziejami a goblinami.

- No cóż, gobliny mogą czarować bez różdżek – powiedział Ron.

- To nie ma znaczenia! Czarodzieje odmawiają dzielenia się wiedzą o różdżkach z innymi magicznymi istotami, odmawiają nam możliwości poszerzenia naszej mocy!

- Gobliny też nie chcą dzielić się swoją magią – powiedział Ron. – nie chcecie nam zdradzić sposobów jak robić miecze i zbroje. Gobliny wiedzą jak postępować z metalem w sposób, którego czarodzieje nigdy nie….

- To jest nieważne – powiedział Harry, zauważając rosnący rumieniec na obliczu Gryfka. – nie mówimy tutaj o niesnaskach pomiędzy czarodziejami a goblinami, czy innym rodzajem magicznych stworzeń…

Gryfek zaśmiał się złośliwie.

- Ale to jest dokładnie to! Odkąd Czarny Pan staje się coraz bardziej potężny, wasza rasa jest coraz silniej nad moją! Gringott podlega prawu czarodziei, skrzaty domowe są mordowane i kto wśród nosicieli różdżek protestuje przeciwko temu?

- My! – powiedziała Hermiona. Wyprostowała się, jej oczy lśniły. – my protestujemy! A na mnie polują tak samo jak na gobliny czy skrzaty Gryfku! Jestem szlamą!

- Nie nazywaj siebie… - wyszeptał Ron.

- A dlaczego nie? – powiedziała Hermiona. – Jestem szlamą i jestem z tego dumna! Teraz nie mam wyższej pozycji niż ty, Gryfku! To mnie torturowano u Malfoyów!

Kiedy mówiła szarpnęła w bok kołnierz szlafroka odsłaniając cienkie nacięcia zrobione przez Bellatrix, szkarłatnie mieniące się na tle jej gardle.

- Wiedziałeś, że Harry spowodował uwolnienie Zgredka? – zapytała. –wiedziałeś, że chcieliśmy uwolnić skrzaty od lat? (Ron wiercił się na oparciu krzesła Hermiony). Wszyscy chcemy tak samo klęski Sam-Wiesz-Kogo, Gryfku!

Goblin wpatrywał się w Herminę z taką samą ciekawością jak wcześniej w Harrego.

- Czego szukacie w skrytce Lestrangeów – zapytał nagle. – miecz, który leży wewnątrz jest podróbką. Ten jest prawdziwy. – wodził wzrokiem pomiędzy każdym z nich. – myślę, że to już wiecie. Prosiliście mnie o skłamanie gdy tam byliśmy.

- Ale fałszywy miecz nie jest jedyną rzeczą w skrytce, prawda? – zapytał Harry. – być może widziałeś inne rzeczy, które tam były?

Jego serce zaczęło bić mocniej niż kiedykolwiek Podwoił swoje wysiłki by ignorować pulsowanie blizny. Goblin ponownie okręcił brodę wokół swojego palca.

- Rozmawianie o sekretach Gringotta jest wbrew naszemu kodeksowi. Jesteśmy strażnikami legendarnych skarbów. Mamy zobowiązania wobec obiektów pozostawionych pod naszą opieką, które były bardzo często wykonywane naszymi rękami – goblin pogłaskał miecz a jego czarne oczy spoczęły na chwilę na Ronie.

- Zbyt młodzi – powiedział na końcu – by walczyć tak wiele.

- Pomożesz nam? – powiedział Harry. – nie możemy mieć nadziei na włamanie się do środka bez pomocy goblinów. Jesteś naszą jedyną szansą.

- Ja powinienem… pomyśleć nad tym – powiedział z wściekłością Gryfek

- Ale… - zaczął Ron ze złością, ale Hermiona trąciła go łokciem w żebro.

- Dziękuję – powiedział Harry.

Goblin pochylił swoją wielką kopulastą głowę w uznaniu i poruszał swoimi krótkimi nogami.

- Myślę – powiedział, ostentacyjnie sadowiąc się na łóżku Billa i Fleur. – że Szkielet-Wzro skończyło swoją pracę. W końcu mógłbym mieć możliwość wyspania się. Wybaczcie mi…

- Tak.. oczywiście – powiedział Harry, ale zanim wyszedł z pokoju schylił się i wziął miecz Gryffindora. Gryfek nie zaprotestował, ale Harremu wydawało się, że zobaczył urazę w jego oczach zanim zamknął za nim drzwi.

- Mały [git] – wyszeptał Ron – sprawia mu przyjemność trzymanie nas w niepewności.

Harry – szepnęła Hermiona, odciągając go dalej od drzwi, na środek ciągle ciemnego podestu – czy ty mówiłeś o tym o czym ja myślę? Mówiłeś, że w skrytce Lestrangeów jest horcrux?

- Tak – powiedział Harry. – Bellatrix struchlała kiedy pomyślała, że tam byliśmy. Pomyślała, że widzieliśmy inne rzeczy, że mogliśmy wziąć inne rzeczy. I była przerażona, że Sami-Wiecie-Kto mógłby się o tym dowiedzieć.

- Ale myślałem, że szukamy miejsc w których Sami-Wiecie-Kto był albo były dla niego ważne – powiedział zbity z tropu Ron. – czy on kiedykolwiek był w skrytce Leastrangeów?

- Nie mam pojęcia, czy on był kiedykolwiek w środku Gringotta – powiedział Harry. – nigdy nie miał tam złota kiedy był młody, bo nikt niczego mu nie zostawił. Powinien był widzieć bank z zewnątrz, kiedy pierwszy raz odwiedzał ulicę Pokątną.

Blizna Harrego zabolała jeszcze mocniej, ale zignorował to. Chciał, żeby Ron i Hermiona zrozumieli o co chodzi z Gringottem zanim będą rozmawiać z Ollivanderem.

- Myślę, że zazdrościł wszystkim, którzy posiadali klucz do skrytki w Gringottcie. Uważam, że uznawał to za symbol przynależności do świata czarodziejów. I nie zapominaj, że ufał Bellatrix i jej mężowi. Byli jego najbardziej oddanymi sługami zanim upadł [fall] i poszli go szukać kiedy zniknął. Powiedział to w noc, kiedy wrócił, słyszałem go. - Harry potarł swoją bliznę. – Nie sądzę, żeby powiedział Bellatrix, że to jest Horcrux. Nigdy nie powiedział Lucjuszowi Malfoyowi prawdy o pamiętniku. Prawdopodobnie powiedział jej, że to jest cenna zdobycz i poprosił ją, żeby przechowała go w swojej skrytce. W najbezpieczniejszym miejscu na świecie dla wszystkiego co chcesz ukryć, Hagrid mi to powiedział… poza Hogwartem.

Kiedy Harry skończył mówić, Ron potrząsnął głową.

- Ty naprawdę go rozumiesz.

- Tylko trochę – powiedział Harry. – troszeczkę… chciałbym zrozumieć Dumbledora tak bardzo. Ale zobaczymy. Chodźcie, teraz Ollivander.

Ron i Hermiona wyglądali na oszołomionych ale pod wrażeniem kiedy podążyli za nim przez mały podest i zapukał w drzwi naprzeciwko sypialni Billa i Fleur.

- Proszę – odpowiedziano słabo.

Wytwórca różdżek leżał na jednym z bliźniaczych łóżek położonym najdalej od okna. Był trzymany w piwnicy ponad rok, a jak wiedział Harry, był torturowany przynajmniej raz. Wyglądał na wyniszczonego, kości jego twarzy odcinały się na jego żółtawej skórze. Jego wspaniałe, srebrne oczy wydawały się ogromne, gdyż były zapadnięte w głąb oczodołów.

Ręce, które spoczywały na kocu mogłyby należeć do szkieletu. Harry usiadł na pustym łóżku obok Rona i Hermiony. Wschodzące słońce nie było tutaj widoczne. Z pokoju widać było ogród na wierzchołku klifu i świeżo wykopany grób.

- Panie Ollivander, przepraszam, że panu przeszkadzam – powiedział Harry.

- Mój drogi chłopcze – głos Ollivandera był wątły. – wybawiłeś nas, myślałem, że tam umrzemy. Nigdy nie będę mógł ci odwdzięczyć… nigdy odwdzięczyć… wystarczająco.

- Cieszę się, że nam się to udało.

Blizna Harrego pulsowała. Wiedział, był przekonany, że zupełnie nie ma czasu do stracenia w którym Voldemort uderzy w swój cel, albo próbowanie udaremnić mu. [He knew, he was certain, that there was hardly any time left in which to beat Voldemort to his goal, or else to attempt to thwart him.]. Poczuł przypływ paniki…. już podjął decyzję, gdy postanowił rozmawiać z Gryfkiem jako pierwszym. Udając spokój, którego nie czuł, poszukał po omacku w sakiewce zawieszonej na szyi i wyjął dwie połówki złamanej różdżki.

- Pnie Ollivander, potrzebuję pomocy.

- Co tylko zechcesz – powiedział słabo wytwórca różdżek.

- Potrafi pan to naprawić? Jest to możliwe?

Ollivander wyciągnął trzęsącą się rękę i Harry umieścił w niej dwa ledwie połączone kawałki.

- Ostrokrzew i pióro feniksa – powiedział Ollivander drżącym głosem – jedenaście cali. Ładna i giętka.

- Tak – powiedział Harry. – może pan…

- Nie – wyszeptał Ollivander – Przykro mi, bardzo przykro, ale różdżka która doznała obrażeń w tak dużym stopniu nie może być naprawiona w żaden sposób, jaki znam.

Harry był przygotowany na taką odpowiedź, ale mimo to był to dla niego cios. Wziął różdżkę z powrotem i wsadził ją do sakiewki. Ollivander wpatrywał się w miejsce, gdzie zniknęła zniszczona różdżka i odwrócił wzroku dopóki Harry nie wyjął z kieszeni dwóch różdżek zabranych z domu Malfoyów.

- Może pan je rozpoznać? – zapytał Harry.

Wytwórca różdżek wziął pierwszą i spojrzał na nią z bliska swoimi zapadłymi oczyma, obracając ją pomiędzy [knobble-knuckled] palcami i nieznacznie wyginając.

- Orzech włoski i włókno z serca smoka – powiedział – dwadzieścia trzy cale. Niezbyt giętka. Należała do Bellatrix Lestrange.

- A ta?

Ollivander przeprowadził takie samo badanie.

- Głóg i włos jednorożca. Dokładnie dziesięć cali. Dość sprężysta. Była to różdżka Draco Malfoya.

- Była? – powtórzył Harry – nie jest nadal jego?

- Prawdopodobnie nie. Jeśli ją zabrałeś…

- …zrobiłem to…

-… więc być może jest twoja. Oczywiście ma znaczenie sposób w jaki to zrobiłeś. Dużo też zależy od samej różdżki. Na ogół jednakże, gdzie różdżka została wygrana, zmienia się jej lojalność.

W pokoju zapanowała cisza. Słychać było jedynie szum morza.

- Mówi pan o różdżkach jak by miały uczucia – powiedział Harry. – jakby mogły samodzielnie myśleć.

- Różdżki wybierają czarodziejów – powiedział Ollivander – To zawsze było jasne dla tych z nas, którzy zgłębiali tajniki wiedzy o różdżkach.

- Ktoś może używać różdżki, która go nie wybrała? – zapytał Harry.

- Och, oczywiście. Jeśli jesteś czarodziejem możesz kierować swoje czary przez prawie każdy instrument. Jednakże najlepsze rezultaty zawsze będą osiągane tam, gdzie zaistnieje najbliższy związek między czarodziejem a różdżka. Te połączenia są złożone. Na początku jest przyciąganie, a później wspólne poszukiwanie doświadczeń, różdżka uczy się od czarodzieja, czarodziej od różdżki.

Fale tryskały w przód i w tył[The sea gushed forward and backward].

- Zabrałem tą różdżkę Draconowi Malfoyowi siłą – powiedział Harry. – mogę jej bezpiecznie używać?

- Tak mi się wydaje. Własnością różdżki rządzą misterne prawa, ale zdobyta różdżka zazwyczaj poddaje się nowemu mistrzowi.

- Więc ja powinienem używać tej? – powiedział Ron wyciągając różdżkę Glizdogona i wyciągając ją do Ollivandera.

- Kasztan i włókno z serca smoka. Dziewięć i ćwierć cala. Krucha. Byłem zmuszony do jej wykonania krótko po moim porwaniu dla Petera Pettrigrewa. Tak, jeśli ją wygrałeś, to są duże szanse, że będzie się poddawała twoim rozkazom i będzie robić to lepiej niż jakakolwiek inna różdżka.

- To dotyczy wszystkich różdżek – zapytał Harry.

- Tak myślę – odpowiedział Ollivander, kierując swoje wydatne oczy na twarz Harrego. – Zadaje pan pytania, wymagające rozległych odpowiedzi panie Potter. Wiedza o różdżkach jest złożoną i tajemniczą dziedziną magii.

- Więc nie jest konieczne zabicie poprzedniego właściciela żeby posiąść różdżkę? – zapytał Harry.

Ollivander przełknął ślinę.

- Konieczne? Nie powiedziałem tak.

- Jest taka legenda – powiedział Harry. Jego tętno przyspieszyło, ból w bliźnie stał się intensywniejszy. Był przekonany, że Voldemort zdecydował się wprowadzić w życie swój pomysł. – Legenda o różdżce.. albo różdżkach, które były przekazywane z rąk do rąk rzez morderstwo.

Ollivander zbladł. Na tle śnieżnobiałej poduszki był jasnoszary, w jego oczach, nienormalnie dużych, nabiegłych krwią dojrzeć można było strach.

- O ile wiem tylko jedna różdżka – wyszeptał.

- I Sam-Wiesz-Kto jest nią zainteresowany? – zapytał Harry.

- Ja.. Skąd.. – zachrypiał Ollivander i spojrzał błagałnie na Rona i Hermionę. – skąd to wiesz?

- On chciał, żebyś mu powiedział w jaki sposób pokonać połączenie między naszymi różdżkami – powiedział Harry.

Ollivander wyglądał na wystraszonego.

- Torturował mnie, musisz to zrozumieć! Zaklęcie Cruciatus, J-ja nie miałem wyboru, musiałem mu powiedzieć co wiem i czego się domyślam!

- Rozumiem – powiedział Harry. – powiedziałeś mu o bliźniaczych trzonach? Powiedziałeś, żeby poyczył różdżkę innego czarodzieja?

Ollivander wyglądał na przerażonego, sparaliżowanego tym, jak dużo Harry wie. Kiwnął wolno głową.

- Ale to nie zadziałało – brnął dalej Harry. – Moja wciąż powodowała wybuchy pożyczonych różdżek. Wie pan dlaczego? – Olliwander potrząsnął głową chociaż przed chwilą nią kiwał.

- Ja nigdy… nie słyszałem o czymś takim. Twoja różdżka wykonała coś wyjątkowego tamtej nocy. Połączenie bliźniaczych rdzeni jest niezwykle rzadkie, ale nie wiem dlaczego twoja różdżka spowodowała zniszczenie tej pożyczonej …

- Rozmawialiśmy o tej różdżce, która zmienia właściciela przez morderstwo. Kiedy Sam-Wiesz-Kto zorientował się, że z moją różdżką stało się coś dziwnego, wrócił i zapytał właśnie o tąróżdżke, prawda?

- Skąd ty to wiesz?

- Harry nie odpowiedział.

- Tak, zapytał – wyszeptał Ollivander. – chciał wiedzieć wszystko co mogę mu powiedzieć o różdżce znanej jako Różdżka Śmierci, Różdżka Przeznaczenia albo Najstarsza Różdżka.

Harry spojrzał kątem oka na Herminę. Wyglądała na osłupiałą.

– Czarny Pan – pwiedział Ollivander ściszonym i przerażonym tonem – zawsze cieszył się z różdżki, którą mu zrobiłem… taak, pióro feniksa, trzynaście i pół cala… dopóki nie odkrył połączenia bliźniaczych rdzeni. Teraz szuka innego, bardziej potężnego wytwórcę różdżek, uważając to za jedyny sposób na zwyciężenie z twoją.

- Ale będzie wiedział szybko, o ile już nie wie, że moja różdżka jest złamana bez możliwości naprawy – powiedział cicho Harry.

Nie! – ze strachem powiedziała Hermiona. – on nie może wiedzieć, Harry, skąd mógłby się…?

- Priori Incantatem – powiedział Harry. – zostawiliśmy twoją i różdżke z tarniny u Malfoyów, Hermino. Jeśli je sprawdzili, sprawili żeby odtworzyły zaklęcia które rzuciły ostatnio, zobaczą, że Twoja złamała moją, że próbowałaś ją naprawić i nie udało ci się to i zrozumieją, że używałem różdżki z tarniny od tamtego czasu.

Color, który powracał na jej twarz odkąd wrócili znowu odpłynął. Ron obdarzył Harrego pełnym wyrzutu spojrzeniem i powiedział:

- Nie martwmy się tym teraz….

Ale pan Ollivander przerwał.

- Czarny Pan nie przestanie szukać Najstarszej Różdżki tylko z powodu zniszczenia pańskiej, Panie Potter. Jest zdeterminowany, żeby ją posiąść, ponieważ sądzi, że uczyni go naprawdę niezniszczalnym.

- Ona to sprawi?

- Właściciel Najstarszej Ródżki ciągle musi odpierać ataki. – powiedział Ollivander – ale to, że Czarny Pan miałby zdobyć Różdżkę Śmierci jest, przyznaję….. niebywałą myślą.

Harry nagle przypomniał sobie, że kiedy spotkali się pierwszy raz był bardzo niepewny, czy właściwie lubi pana Ollivandera. Nawet teraz, po byciu torturowanym i uwięzionym przez Voldemorta myśl o czarnoksiężniku będącym w posiadaniu tej różdżki wydawała się oczarować go w tym samym stopniu co napełniać odrazą.

- Naprawdę… Naprawdę uważa pan, że ta różdżka istnieje panie Ollivander? – zapytała Hermiona

- Och tak – powiedział Ollivander. – można śledzić wędrówkę tej różdżki przez historię. Oczywiście są luki i długie okresy czasu kiedy znika z widoku, chwilowo zagubiona lub ukryta, ale zawsze powraca znowu. Ona ma pewne charakterystyczne cechy, które rozpoznają wszyscy ci, którzy zgłębili wiedzę o różdżkach. Istnieją sprawozdania, które ja i inni wytwórcy różdżek musieliśmy zrobić obowiązkowo na studiach i choć część jest mało znana, brzmią autentycznie.

- Więc.. więc nie uważa pan, że to może być bajka albo legenda? – zapytała z nadzieją Hermiona

- Nie – powiedział Ollivander. – Jednakże czy NIEZBĘDNE jest morderstwo by ją zdobyć.. tego nie wiem. Jej historia jest krwawa, ale to może być związane z tym, że jest to przedmiot marzeń i wzbudza wielkie namiętności w czarodziejach. Ogromnie potężna, niebezpieczna w złych rękach a także przedmiot fascynacji wszystkich z nas, którzy zgłębiają moc różdżek.

- Panie Ollivander – powiedział Harry. – powiedział pan Sam-Wiesz-Komu, że Grygorowicz miał Najstarszą Różdżkę, prawda?

Ollivander obrócił się o ile to w ogóle możliwe był jeszcze bledszy. Wyglądał upiornie. Przełknął ślinę.

- Ale skąd ty to…

- Nie ważne skąd to wiem – powiedział Harry, zamykając na chwilę oczy. Jego blizna zaczęła go palić i zobaczył przez kilka sekund wizję głównej ulicy Hogsmade [still dark, becouse it was so much farther north]. – powiedział pan Sam-Wiesz-Komu, że to Gregorowicz miał różdżkę?

- To była pogłoska- wyszeptał Ollivander.- plotka którą moim zdaniem sam Gregorowicz rozpoczął lata temu, jeszcze przed waszym urodzeniem. Możecie sobie wyobrazić jak wieść, że rozpracowuje i próbuje powielić właściwości Najstarszej Różdżki, mogła być dobra dla jego biznesu!

- Tak, rozumiem – powiedział Harry. – Panie Ollivander, jeszcze jedno pytanie i damy panu odpocząć. Co pan wie o Relikwiach Śmierci?

- O Re.. o czym? – zapytał wytwórca różdżek, wyglądając na całkowicie zdezorientowanego.

- Relikwie Śmierci.

- Obawiam się, że nie mam pojęcia o czym mówisz. Czy to także jest coś związane z różdżkami?

Harry spojrzał w jego zapadniętą twarz i uwierzył, że pan Ollivander nie udaje. Nie miał pojęcia o Relikwiach.

- Dziękuję panu – powiedział Harry. – dziękuję panu bardzo. Zostawimy pana teraz, żeby mógł pan odpocząć.

Ollivander wyglądał na zagrożonego [looked stricken].

- On mnie torturował! – wysapał. – Zaklęcie Cruciatus.. nie masz pojęcia…

- Mam – powiedział Harry. – naprawdę mam. Proszę odpocząć. Dziękuję panu za powiedzenie mi tego wszystkiego.

Poprowadził Rona i Herminę w dół schodów. Harry dojrzał Billa, Fleur, Lune i Deana siedzących przy kuchennym stole z filiżankami herbaty przed nimi. Wszyscy popatrzyli się w górę, kiedy pojawił się w drzwiach, ale on jedynie skinął im głową i szedł dalej do ogrodu, a za nim Ron i Hermiona. Czerwonawa sterta ziemi, która przykryła Zgredka leżała z przodu i Harry podszedł do niej. Ból w jego głowie stawał się coraz mocniejszy. Zamknięcie się na napierającą wizję wymagało teraz olbrzymiego wysiłku, ale wiedział, że musi stawić jej opór jeszcze chwilę. Będzie mógł się poddać już niedługo, żeby dowiedzieć się, czy jego teoria jest prawdziwa. Jednak wcześniej musi dokonać jeszcze jednego, krótkiego wysiłku, żeby wyjaśnić Ronowi i Hermionie.

- Grygorowicz miał Najstarszą Różdżkę bardzo dawno temu – powiedział. - widziałem Sami-Wiecie-Kogo próbującego ją znaleźć. Kiedy go wytropił, odkrył, że Gregorowicz już jej nie ma: została mu skradziona przez Grindelwalda. Nie mam pojęcia w jaki sposób Grindelwald dowiedział się, że Gregorowicz ją ma, ale jeśli Gregorowicz był na tyle głupi, żeby szerzyć plotki, być może nie było to takie trudne.

Voldemort był przy bramie Hogwartu. Harry mógł go tam zobaczyć. Widział huśtające się lampy i jego zbliżającego się coraz bardziej.

- Grindelwald użył Najstarszej Różdżki żeby stać się potężnym. I u szczytu jego potęgi, kiedy Dumbledore zorientował się, że jest jedynym, który może go powstrzymać, pojedynkował się z nim, wygrał i zabrał Najstarszą Różdżkę.

- DUMBLEDORE miał Najstarszą Różdżkę? – powiedział Ron.- w takim razie.. gdzie ona teraz jest?

- W Hogwarcie – powiedział Harry, walcząc, żeby zostać z nimi w położonym na szczycie klifu ogródku.

- No to lecimy! – powiedział niecierpliwie Ron. – Harry, musimy ją zdobyć zanim on to zrobi!

- Za późno na to – powiedział Harry, trzymając się kurczowo za głowę. – on wie gdzie ona jest. On jest tam teraz.

- Harry! – powiedział Ron z furią. – jak długo o tym wiedziałeś… dlaczego marnowaliśmy czas? Dlaczego rozmawiałeś z Gryfkiem jako pierwszym? Mogliśmy się tam udać… wciąż możemy…

- Nie – powiedział Harry i uklęknął na trawie. – Hermiona miała rację. Dumbledore nie chciał, żebym je miał. Nie chciał, żebym je brał. On chciał, żebym znalazł Horcruxy

- Różdżka nie do pokonania, Harry! – jęknął Ron.

- Nie miałem… Powinienem znaleźć Horcruxy…

Teraz wszystko było zimne i ciemne: słońce było ledwie widoczne ponad horyzontem, kiedy szybował obok Snapea, przez pagórki w kierunku jeziora.

- Wkrótce dołączę do ciebie w zamku – powiedział swoim wysokim, zimnym głosem. – a teraz zostaw mnie.

Snape skłonił się i ruszył z powrotem. Jego czarna peleryna wydymała się za nim. Harry podszedł wolnym krokiem, czekając aż Snape zniknie. Ani Snape ani nikt inny nie powinien widzieć gdzie teraz szedł. Ale nie było żadnych świateł w oknach zamku a on mógł się ukryć… w sekundę rzucił na siebie Zaklęcie [disillusionment], które ukryło go nawet przed jego własnymi oczami.

I szedł dalej, wokół brzegu jeziora, widząc zarys ukochanego zamku, jego pierwszego królestwa, jego prawo przysługujące z urodzenia [birthrght]….

I tutaj to było, obok jeziora, odbijające się w czarnej wodzie. Biały marmurowy grobowiec, niepotrzebna plama na znajomym krajobrazie. Poczuł jeszcze raz napływ kontrolowanej euforii, ten podniecający cel w zniszczeniu [that heady sense of purpose In destruction].

Podniósł starą, cisową różdżkę: wyśmienicie, że to będzie jej ostatni wielki akt. Grobowiec rozdarł się od stóp do głów. Okryta całunem postać była tak wysoka i tak chuda jak to było podczas jej życia. Podniósł różdżkę jeszcze raz. Okrycie opadło. Twarz była półprzezroczysta blada, zapadnięta, jeszcze prawie idealnie zachowana. Pozostawił okulary na jego zakrzywionym nosie: poczuł szydercze rozbawienie

Ręce Dumbledora zostały złożone na jego klatce piersiowej i tam też leżała ona, trzymana przez niego kurczowo i z nim pochowana. Stary głupiec, wyobraził sobie, że marmur albo śmierć będą chronić różdżkę?

Pomyślał, że Czarny Pan będzie się bał bezcześcić jego grobowiec? Pająkowata ręka zanurkowała i wyciągnęła różdżkę z uścisku Dumbledora. A ponieważ jej dotknął, snop iskier wystrzelił z jej czubka, skrząc się nad zwłokami poprzedniego właściciela, gotowa by służyć w końcu swojemu nowemu mistrzowi.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dziurawy Kociol Strona Główna -> Książki HP Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 55, 56, 57 ... 115, 116, 117  Następny
Strona 56 z 117

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin