Forum Dziurawy Kociol
www.kociool.fora.pl ---- wszystko o HP
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

akcja ratujemy forum
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 50, 51, 52 ... 115, 116, 117  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dziurawy Kociol Strona Główna -> Książki HP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hedwiga :)
Gość






PostWysłany: Sob 14:20, 28 Lip 2007    Temat postu:

ufff przeczytałam większość tego tematu ... na początku nie wiedziałam o co chodzi z tymi pocztówkami ale już się orientuję. Byłabym wdzięczna gdyby ktoś przesłał mi zaproszenie i pocztówkę 23 jak już będzie . Mój mail : [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
błażej
Gość






PostWysłany: Sob 14:22, 28 Lip 2007    Temat postu: rozdział 17

Rozdział 17
Sekret Bathildy




— Harry, zatrzymaj się!
— Co się stało?
Dotarli dopiero przed nagrobek nieznanego Abbott’a.
— Tam ktoś jest! Przygląda się nam! Tam za krzakami!
Stali całkiem osłupiali, trzymając się jeden drugiego i przyglądając się gęstej, czarnej granicy cmentarza.
Harry nic nie zobaczył.
— Czy jesteś tego pewna?
— Widziałam jak coś się porusza. Mogłabym przysiąc!
Odsunęła się od niego, by uwolnić ręke, w której trzymała różdżkę.
— Wyglądamy jak mugole — zauważył Harry
— Jak mugole, którzy właśnie położyli kwiaty na grobie twoich rodziców! Harry, jestem pewna, że ktoś tam jest!
Harry przypomniał sobie jak czytał fragment w Historii Magii o nawiedzonych cmentarzyskach. Jeśli..
Ale wtedy usłyszeli szelest i zauważyli coś małego, w cieniu śnieżnoniałego krzaku, który wskazała Hermiona. Duchy nie mogłyby pozostawiać śladów na śniegu.
— To był kot — powiedział Harry, po kilku sekundach — albo jakiś ptak. Jeśli byliby to Śmierciożercy, już dawno by nas zabili. Musimy opuścić cmentarz i założyć pelerynę-niewidkę!
W drodzę do cmentarnej bramy, wielokrotnie oglądali się za siebie
Harry, który nie był już tak pełen optymizmu jak wtedy gdy dodawał otuchy Hermionie,
cieszył się z dotarcia do bramy i śliskiego chodnika.
Narzucili na siebie pelerynę-niewidkę i ruszyli wzdłuż ośnieżonych uliczek.
Pub był bardziej zapełniony niż poprzednim razem. Wiele głosów w wewnątrz pomieszczenia śpiewało kolędy, podobne do tych, które słyszeli przechodząc obok tutejszego kościoła.
Harry rozważał wejście do środka, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Hermiona poderwała go za skraj szaty i wyszeptała:
— Chodźmy tędy.
Ruszyli w dół ciemnej uliczki prowadzącej do końca wioski,
z przeciwnej strony, z której przybyli.
Szli bardzo szybko, mijając po drodze ośnieżone i udekorowane, prostokątne domki. W oknach iskrzących się wielobarwnymi kolorami, można było dojrzeć zarys wielkich, zielonych choinek ciemniejących zza zasłony.
— Jak odszukamy dom Bathildy? — spytała Hermiona, oglądając się przez ramię
— Harry? Jak sądzisz? Harry?!
Szarpnęła go za ramię, ale Harry nie zwracał na to uwagi.
Spoglądał na mroczne ruiny domu, które stały na samym końcu rządku.
Przywoływał ręką do siebie Hermioną, która pojawiła się u jego boku chwilę później.
— Harry..
— Zobacz.. Zobacz na to, Hermiono!
— Co?.. och!
Wszystko wskazywało na to, że Zaklęcie Fideliusa zniknęło wraz ze śmiercią Lily i Jamesa. Żywopłop pnął się dziko w górę od szesnastu lat, kiedy to Hagrid zabrał małego Harry’ego z ruin domu. Większość budynku nadal stała, jednakże była zasłonięta przez tumany śniegu i bluszczu. Cała prawa strona najwyższego piętra była wyburzona.
Harry był pewny, że to właśnie tam Voldemort rzucił na niego zaklęcie uśmiercające.
Harry i Hermiona stali przy bramie, wpatrując się w ruiny czegoś co kiedyś musiało być domem Harry’ego..
— Ciekawe dlaczego go nie odbudowali?
Harry odpowiedział:
— Zdaję się, że Czarna Magia pozostawia szkody, których nie można odbudować.
Wyciągnął ręke zza peleryny i chwycił mosiężną, zardzewiałą gałkę od bramy.
Nie chciał jej otwierać, chciał tylko dłużej rozejrzeć się wokół ruin domu.
— Chyba nie chcesz wejść do środka? To mogłoby być niebezpieczne! – och, Harry spójrz!
Gdy tylko pociągnął za gałkę, olbrzymie plątaniny chwastów i korzeni wyrosły z ziemi. Po chwili były już wysokie na dwanaście stóp i utworzyło złotą ramkę pośrodku,z której można było wyczytać:


W tym miejscu, pamiętnej nocy 31 Października 1981 r.
Lily i James Potter stracili życie.
Ich syn, Harry pozostał jedynym czarodziejem,
który przeżył zaklęcie uśmiercające.
Ten dom, niewidoczny dla Mugoli, został zostawiony
W jego zrujnowanym stanie jako pomników dla Potterów
I jako przypomnienie zbrodni, która rozłączyła ich rodzinę.


Wszystko dookoła tych starannie wyrzeźbionych liter, zostało dopisane przez Czarodzieji i Czarownic, którzy przyszli odwiedzić to miejsce, gdzie Chłopiec Który Przeżył, ucieknął śmierci.
Jedni wypisywali swoje nazwiska, wyrzeźbiali starannie swoje inicjały, inni pozostawiali krótkie wiadomości.
Wśród tych ostatnich osób, w oświetlonym jasno magicznym graffiti, które stało wokół ruin od przeszło szesnastu lat przewijały się następujące pozdrowienia:

Powodzenia Harry, gdziekolwiek jesteś!
Jeżeli to przeczytasz Harry, wiedz, że jesteśmy razem z Tobą!
Żyj długo, Harry Potterze!

— Nie powinni tego wypisywać! — powiedziała oburzona Hermiona
Ale Harry był rozpromieniony
— To było wspaniałe! Cieszę się, że to zrobili.. Ja..
Nagle przerwał. Niewyraźna sylwetka kuśtykała powoli w ich kierunku, pobłyskując w świetle odległego placu. Harry czuł, że była to kobieta. Poruszała się bardzo powoli przez zaśnieżoną drogę i wyglądała na wystraszoną.
Była zgarbiona i otyła, a jej nogi obijał
Jej pochylenie, jej oty3ooa, jej szuraj1cy nogami chód, którego wszystko da3o wra?enie
Się w śniegu. Biorąc to wszystko pod uwagę, można by ją posądzić o podeszły wiek. Przypatrywali się jej w ciszy, czekając aż podejdzie bliżej. Harry wyczekiwał, zastanawiając się czy kobieta nie zniknie pośród jednego z domów, ale instynktownie wiedział, że tego nie zrobi. W końcu zatrzymała się kilka jardów od nich, pośrodku zamrożonej drogi, wpatrując się proste w ich zmarznięte twarze.
Hermiona nie musiała szczypać go w ręke. Wiedział, że to nie sen. Nie było również żadnej szansy na to, że ów kobieta jest mugolką. Przyglądała się ruinom domu, które powinny być dla niej niewidoczne, jeśli nie była czarodziejką.
Jednak jej zachowanie było dość dziwne nawet jak na przeciętną czarownicę – wychodzić w tą zimną, wietrzną noc z ciepłego, przytulnego domu tylko po to by spojrzeć na ruiny starego, zniszczonego lata temu budynku.
Ale zwykła czarownica nie mogła ich dostrzec pod peleryną-niewidką. Niemniej jednak, Harry miał dziwne przeczucie, że ona ich widzi.
Nim zdołał jednak głębiej się nad tym zastanowić, kobieta założyła rękawiczki i pomachała.. Hermiona przybliżyła się bliżej Harry’ego pod peleryną, muskając jego ramię.
— Skąd ona wie?
Potrząsnął głową. Kobieta ponownie pomachała, tym razem żywiej. Harry z wielu powodów mógłby pomyśleć, że to urzędniczka z Ministerstwa, jednak jego rozważania co do tożsamożci kobiety potoczyły się w całkiem innym kierunku i narastały z każdą chwilą, kiedy stali obok niej w opuszczonej uliczce.
Czy to możliwe, że wyczekiwała ich przez całe długie miesiące?
Dumbledore kazał jej by zaczekała, aż Harry wreszcie do niej przyjdzie?
Wydawało się to całkiem nieprawdopodobne, ale..
Czy to ona kryła się w krzakach cmentarza i ruszyła za nimi aż tutaj?
Czy podobnie jak Dumbledore może widzieć przez peleryny-niewidki? Może nauczył się tego właśnie od niej?
W końcu Harry przemówił, powodując, że Hermiona złapała oddech.
— Czy Ty jesteś Bathildą?
Kobieta dwukrotnie kiwnęła głową.
Harry i Hermiona popatrzyli na siebie pod peleryną. Harry podniósł brwi, a Hermiona nerwowo kiwnęła głową.
Ruszyli ku niej, a ta obróciła się na pięcie i skierowała ich w małą przecznicę.
Tym razem domki dookoła nich były skażone gęstą ciemością. Gdy po kilku minutach doszli do domu Bathildy, na swojej drodze napotkali żelazną furtkę. Harry wspiął się na palcach, by zobaczyć ogródek. Był niemal tak samo porośnięty bluszczem jak ten, który przed chwilą opuścili. Bathilda znalazła w końcu klucz od drzwi frotnowych, i stanęłą by wpuścić ich do środka. Kobieta cuchnęła zgnilizną, być może z powodu mieszkania w tak obskurnym domu. Harry zmarszczył nos i przeszedł obok niej bokiem. Ściągnął pelerynę. Teraz kiedy stanął obok niej, zauważył jak była mała. Gdy weszli, zamknęła ostrożnie drzwi i spojrzała prosto w twarz Harry’emu.
Jej oczy były gruboskurne i zapadałe, a cała jej twarz wyglądała na pokieraszowaną z licznymi, okropnie wyglądającymi zmarszczkami.
Harry zastanawiał się, czy kobieta wie kim jest. Bądź co bądź nadal był łysiejącym mugolem, któremy ukradł włosy.
Zapach staroci, kurzu, zastęchniałych ubrań i nieświeżego jedzenia wzmocnił zjedzony przez mole czarny szal, który owinęła sobie wokół szyji, zasłaniając tym samym swoje siwe włosy.
— Bathilda? — zapytał Harry
Kiwnęła głową. Harry coraz bardziej czuł napierające na niego działanie medalionu. Czyżby wyczuwał, że niedługo zostanie zniszczony, przez miecz, który być może spoczywa w zakamarku tego cuchnącego domu?
Bathilda odepchnęła Hermione na bok, a sama poczłapała do salonu.
— Harry, czy jesteś pewny, że..
— Nie wygląda na potężną czarownicę. Jeśli musielibyśmy z nią walczyć.. — zaczął Harry — posłuchaj, powinienem Ci to powiedzieć. Muriel nazwałą ją „zramolałą..”
— Chodź! — zawołała Bathilda z salonu
Hermiona chwyciła ręke Harry’ego.
— Więc jest w porządku..! — powiedział Harry uspokajająco i zaprowadził ją do salonu.
Bathilda zaczarowała parę świec, które oświetliły nieznacznie pomieszczenie.
Grube tumany kurzy skrzypiły pod ich stopami i Harry poczuł niemiły zapach, przypominający stęchniałą wędline.
Zastanawiał się kiedy ktoś ostatnio odwiedził Bathildę, by sprawdzić jak sobie radzi. Wydawała się pozapominać zaklęcia, które mogłyby doprowadzić jej mieszkanie do ładu.
Harry rozejrzał się po salonie. Na pierwszy rzut oka dostrzegł mnóstwo fotografii umieszczonych na starej komodzie. Kiedy płomień z kominka tańczył i rozświetlał zdjęcia, te wydawały się wyraźniejsze. Ponieważ Bathilda nerwowo wrzucała kawałki drewna do kominka, Harry wymamrotał:
— Tergeo
Kurz natychmiast zniknął z fotografii, przez co Harry mógł się im lepiej przyjrzeć. Okazało się, że w tuzinach ramek brakowało zdjęć. Zastanawiał się, czy to Bathilda je usunęła. Nagle jego wzrok skierował się na fotografie przedstawiającego wesołego, złotowłosego złodzieja, który siedział na parapecie w warsztacie Gregorowicza i ukradł od niego coś cennego, coś czego szukał Voldemort. I wtedy Harry przypomniał sobie, gdzie go zobaczył. W fragmencie Życie i Kłamstw Albusa Dumbledore’a w jednym z proroków. Trzymał się pod ręke z nastoletnim Dumbledore’m.
— Pani Bagshot? — powiedział trzęsącym się głosem — Kim jest ten mężczyzna?
Bathilda przerwała wrzucanie drewna do kominka i spojrzała się na Harry’ego.
— Kim on jest? — powtórzył nerwowo Harry, pokazując jej fotografię.
— Ten mężczyzna? Znasz go?
Bathilda spojrzała na fotografię. Harry poczuł straszną frustrację. Jak Rita Skeeter dostała się do wspomnień Bathildy?
— Kim on jest? — powtórzył głośno.
— Harry, co Ty wyprawiasz?
Ten obraz, Hermiono. To jest ten złodziej, który ukradł coś Gregorowiczowi! Spójrz! – ponownie zwrócił się do Bathildy — Kto to jest?
Ale ona tylko gapiła się na niego.
— Dlaczego chciała pani, byśmy tu przyszli pani Bagshot? — zapytała Hermiona podnosząc głos — Czy jest coś co chce nam pani powiedzieć?
Ignorując Hermionę, Bathilda podeszła kilka kroków bliżej do Harry’ego. Szarpnęła głowę w kierunku wejścia do salonu.
— Chcesz byśmy poszli? — zapytał Harry
Bathilda ponownie powtórzyła gest, tym razem wskazując to na Harry’ego to na sufit.
— Och, dobrze.. Hermiono, myślę, że ona chce byśmy poszli z nią na piętro.
— W porządku — powiedziała Hermiona — chodźmy
Ale kiedy Hermiona ruszyła, Bathilda zatrszymała ją, potrząsając głową i wskazując ponownie na Harry’ego.
— Ona chce bym poszedł z nią sam.
— Dlaczego? — spytała Hermiona
Być może Dumbledore kazał jej, być dać miecz mi i tylko przy mnie?
— Czy naprawdę uważasz, że ona wie, kim jesteś?
— Tak — powiedział Harry — Myślę, że tak.
— Dobrze, w porządku ale pospiesz się, Harry
— Prowadź — mruknął Harry do Bathildy
Wydawała się to zrozumieć, bo skierowała się w kierunku drzwi. Harry spojrzał jeszcze raz na Hermionę, szczerząc do niej zęby, ale nie był pewny czy to zobaczyła. Stała i obserowoała starą, biblioteczkę.
Gdy tylko Harry wyszedł z salonu jego myśli ponownie skierowały się na tajemniczym młodzieńcu z fotografii.
Schodki były strome i wąskie. Harry stawiał ostrożnie każdy krok, wciąż spoglądając na Bathildę. Powoli dotarli do małego pomieszczenia, które wydawało się być sypialnią.
W pokoju panowała gęsta ciemność, więc Harry wyciągnął swoją różdżkę i mruknął ”Lumos”.
— Jesteś Harry’m Potterem?
— Tak. Jestem nim.
Kiwnęła głową, poważniejąc. Harry czuł medalion, który bił szybciej niż jego własne serce. To było bardzo nieprzyjemne uczucie.
— Czy masz coś dla mnie? — zapytał Harry, ale ona przyglądała się jego zapalonej różdżce.
— Czy masz coś dla mnie? — powtórzył
Wtedy zamknęła oczy i w jednej chwili wydarzyło się mnóstwo rzeczy.
Harry’ego zapiekła blizna, Horkruks szarpnął, a sam Harry opadł na podłogę.
Poczuł przypływ olbrzymiej radości, gdy przemówił nienaturalnie wysokim, zimnym głosem.
— Trzymaj go!
Harry odzyskał świadomość. Ciemność i zapach cuchnącego pokoju powróciły.
— Czy masz coś dla mnie? — zapytał po raz trzeci, pocierając bliznę.
— Tutaj — wyszeptała, wskazując za róg.
Harry uniósł różdżkę i zobaczył zarys zapchanej toaletki na ubrania, znajdującej się tuż pod zasłoniętym oknem.
Tym razem nie musiała go prowadzić. Harry znalazł się pomiędzy Bathildą, a nie pościelonym łóżkiem. Nie chciał odwracać od niej wzroku.
— Co to jest? — spytał kiedy dotarł do toaletki, na której została nagromadzona sterta czegoś co wyglądało i pachniało jak brudne pranie.
— Tam — powiedziała, wskazując na bezkształtną masę.
W chwili kiedy się odwrócił, jego oczy ujrzały brudny miecz, którego rękojeść była obłożona rubinami. Nagle coś się poruszyło.To co dostrzegł kątem oka, wywołało w nim panikę i sparaliżowało ciało. Zobaczył wielkiego, śliskiego węża pełzającego z miejsca, gdzie znajdowała się szyja Bathildy.
Wąż rzucił się na niego, gdy próbował unieść różdżkę. Siłą ukąszenia jego przedramienia, spowodowała, że upuścił różdżkę. Teraz w pokoju panowała całkowita ciemność. Potężne uderzenie ogonem w okolicach jego przepony brzusznej spowodowało, że utracił oddech.
Opadł na stos brudnych ubrań, koło toaletki. Uniknął kolejnego ciosu ogonem węża, który opadł na stół strącając mnóstwo porcelanowych misek, które roztrzaskały się o podłogę.
Usłyszał nadchodzącą Hermionę:
— Harry?
Z powodu narastającego bólu w klatce piersiowej nie mógł jej odpowiedzieć.
Wtedy ciężka, gładka masa rozbiła się o podłogę. Harry poczuł jak coś wielkiego i umięśnionego ślizga się obok niego.
— Nie — krzyknął, przylegając do podłogi.
— Tak — usłyszał szept - Jestes silny.. Jestes silny ..."
— Accio.. ACCIO Różdżka
Ale nic się nie wydarzyło. Chciał, by jego dłonie zmusiły węża do owinięcia się dookołą jego torsu. Gwałtownie ścisnął Horkruksa przy piersi. Wydawało się, że to koniec. Poczuł nienaturalne bicie własnego serca,a przez jego mózg przelała się fala zimnego , białego światła. Wszystkie myśli zostały wymazane , jego własny oddech topił się , kroki wydawały się być bardzo odległe, wszystko odchodziło..
Serce medalionu łomotało wokół jego piersi i teraz leciał pełen triumfu na twarzy. Nie potrzebował miotły albo testrala. Leciał..
Nagle obudził się i poczuł zapach cierpkiej ciemności.
Nagini wypuściła go. Gdy Harry próbował się podnieść zobaczył węża zmierzającego w kierunku światła. Nagini zaatakowała Hermionę, która z wrzaskiem uchyliła się przed wężęm. Jej chybiona klątwa uderzyła w okno, które roztrzaskało się w drobny mak. Chłód z dworu wypełnił pokój, a gdy Harry próbował uniknąć odłamków szkła pośliznął się na czymś co przypominało jego różdżkę. Chłopiec schylił się i podniósł ją, lecz w tym samym momencie Harry dostrzegł pełzającego węża, który wściekle wymachiwał ogonem. Nigdzie nie było widać Hermiony i przez chwilę Harry pomyślał o najgorszym, ale nagle usłyszał donośny huk i ujrzał błysk czerwonego światła. Wąż wyleciał w powietrze, odbił się od sufitu i uderzył Harrego w twarz. Chłopiec chciał podnieść różdżkę, ale w tym samym momencie poczuł okropny ból - jego blizna na czole paliła jak nigdy dotąd, mocniej niż przez te wszystkie lata.
-"On nadchodzi! Hermiono, on nadchodzi!"
Gdy wąż usłyszał krzyki Harrego zaczął syczeć i zmierzał w jego kierunku.
Wszystko wydawało się chaotyczne i działo się bardzo szybko. Nagini uderzyła w półkę z porcelaną, której odłamki lecialy w każdym kierunku.
Harry skoczył nad łóżkiem i złapał w ciemności Hermionę, która wrzasnęła z bólu, gdy próbował ją podnieść. Wąż zbliżał się ponownie, lecz Harry wiedział, że ktoś gorszy od węża zbliża się, był już przy bramie. Głowa Harrego mało co nie eksplodowała z bólu, wąż zaatakował ich, lecz Hermiona krzyknęła "Confringo!" i jej zaklęcie przeleciało przez pokój, uderzyło w lustro znajdujące się na szafie, odbiło się rykoszetem z powrotem w nich, odbijając się od podłogi do sufitu. Harry czuł jak ciepło paliło jego wierzchnią stronę dłoni, a szkło z rozbitej toaletki rozcięło jego policzek, gdy ciągnął Hermionę w kierunku wyjścia. Oboje wyskoczyli z rozbitego okna w nicość, a krzyk Hermiony przeciął nocną ciszę.
I wtedy jego blizna eksplodowała, widział siebie jako Voldemorta, przebiegał przez cuchnącą sypialnie, a jego długie białe ręce oparły się na parapecie, ponieważ zauważył łysego mężczyznę z dziewczyną, która obróciła się i znikła. Voldemort wrzasnął, pogrążony w furii, a jego krzyk rozbrzmiał ponad bijącymi dzwonami w Dniu Bożego Narodzenia, ponad ciemnymi ogrodami...jego wrzask był wrzaskiem Harrego, jego ból był bólem Harrego, to mogło się zdarzyć tu gdzie zdarzyło się już wcześnie, w zasięgu wzroku tego domu, do którego zbliżył się tak blisko...tak blisko by umrzeć. Ból był straszny, przeszywał jego całe ciało...ale jeżeli on nie miał żadnego ciała, dlaczego jego głowa tak bardzo bolała? Coś poszło nie tak...
W wietrzysta, wilgotną noc, dwoje dzieci ubrane jak dynie bujały się przez plac wypełniony sklepami ozdobionymi jak przystało na hallowin Mugole przebierali się w stroje świata, do którego nie należeli, w który nie wierzyli. On sunął się wzdłuż sensu celu, siły, prawości, którą zawsze czuł w takich sytuacjach... Nie złość... Dla słabszych dusz od niego...Ale zwycięstwo,tak... On na to czekał miał na to nadzieje
- Ładny strój prószę pana
Ujrzał uśmiech małego chłopca słabnący, gdy podbiegł wystarczająco by ujrzeć, co znajduje się pod spodem kaptura, ujrzał "obłok" strachu na jego zmartwionej twarzy. Wtedy dziecko obróciło się i uciekło. Pod spodem szaty dotknął rączki jego różdżki. Jeden prosty ruch i dziecko mogłoby nigdy dotrzeć do swojej matki.. Ale to niepotrzebne, całkiem niepotrzebne.
I ruszył wzdłuż nowej ciemnej ulicy, teraz jego przeznaczanie było zasięgu wzroku, wreszcie! Złamany Fidelius, aczkolwiek oni tego jeszcze nie wiedzieli... Robił mniej hałasu niż śmierć wychodząc prześlizgująca się przez piwnice zbliżająca się tak jak on do czarnej przepaści i przechodzi przez nią.
Nie mieli powieszonych zasłon, on widział ich całkiem dokładnie w ich pokoju, wysoki czarnowłosy mężczyzna w okularach, robiący obłoczki kolorowego dymu wprost z różdżki dla rozrywki małego czarnowłosego chłopca w niebieskiej piżamie. Dziecko się śmiało i próbowało złapać dym, uchwycić w jego małe dłonie.
Drzwi się otwarły i mama weszła, mówiąc słowa, których on nie mógł usłyszeć, jej ciemno-czerwone długie włosy zasłaniały jej twarz. Ojciec wstał i podał synka żonie. Rzucił różdżkę na sofę wyprostował się ziewając.
Bram zaskrzypiała troszeczkę, kiedy on ją otworzył, ale Ja mes tego nie usłyszał. Jego białą ręka wydobyła różdżkę spod jego płaszcza wycelował nią w drzwi które wybuchowo otworzył.
Był nad progiem kiedy james wbiegł do przedpokoju, to było łatwe za łatwe, on nawet nie podniósł swojej różdżki
- Lily, bierz harrego i uciekaj, TO ON!! UCIEKAJ. JA go przetrzymam
Przetrzymasz , bez różdżki w ręku, Zaśmiał się przed inkantacją zaklęcia
"Avada Kedavra"!
Zielone światło wypełniło przytulny przedpokój zapalając wózeczek i pchając go na ścianę , to rozpaliło poręcz jak świetlisty pręt, James potter upadł na ziemie niczym marionetka której sznurki zostały obcięte.
Mógł usłyszeć krzyki z górnego piętra, była w potrzasku ale tak długo jak była rozsądna nie miała się czego bać... Wspiął się po schodach, wsłuchując się z lekkim zadowoleniem w jej próby zabarykadowania drzwi. Nie miała przy sobie różdżki. Byli tak głupi, tak ufali że ich przyjaciele zapewnią im bezpieczeństwo.
Wyłamał drzwi jednym leniwym ruchem różdżki podsuwał barykadę utworzoną z krzeseł i pudełek w środku stała ona z chłopcem w ramionach. Na jego oczach rzuciła chłopca do łóżeczka za nią i zasłoniła je własnymi ramionami, tak jakby to mogło pomóc, w obronie go przed jego losem
-Nie tylko nie Harry, proszę nie harry
-Stań z boku głupia dziewczyno, stawaj teraz
- Nie tylko nie harry, proszę nie, zabierz mnie , zabij mnie jeżeli musisz.
- To jest moje ostatnie ostrzeżenie
-Nie harry Proszę mnie litość , Litości litości nie harry nie harry błagam zrobię wszystko
- Odsuń się odsuń
Mógł zmusić ją by odsunęła się na bok od łóżeczka ale będzie wyglądać rozważniej jeżeli oni wszyscy zginą.
Zielone światło rozbłysło wokół pokoju i upadła tak jak jej mąż. Dziecko nie płakało wcale.
Mogło tak stać trzymając się poręczy łóżeczka patrząc się na twarz intruza z zaciekawieniem, prawdopodobnie myśląc że to jego ojciec schowany za płaszczem, robiący więcej światełek i jego mama zaraz wyskoczy śmiejąc się.
Wycelował różdżkę bardzo starannie w twarz dziecka. Chciał widzieć jak to się stanie, zniszczenie tego jedynego, niewytłumaczalnie niebezpiecznego . Dziecko zaczęło płakać ujrzało że to nie James. Czarny pan nie polubił tego płaczu, nigdy nie był w stanie przetrawić tych malutkich
„avada Kedavra”
I wtedy się złamał., Był niczym ale ból i teror, i musiał się ukryć, nie tu w rumowisku zrujnowanego domu, gdzie dziecko w potrzasku płakało ale daleko daleko stąd.
„Nie” narzekał
Wąż szeleścił na brudnej zabałaganionej podłodze i on zabił chłopca i dopiero był tym chłopcem.
A teraz stał przed stłuczonym oknem w domu Bathildy, pogrążony we wspomnieniach jego największej porażki,
po jego stopach wślizgnął się wielki waż ponad potłuczoną porcelanę i szkło...
Spojrzał w dół i coś zobaczył...coś niewiarygodnego.
..
"Nie..."
"Harry, już dobrze, wszystko w porządku"
Schylił się i podniósł zniszczoną fotografię. On na niej był, nieznajomy złodziej którego
sNie...upuściłem to...upuściłem to..."
"Harry, już dobrze, obudź się, obudź się!"
Był sobą...nie Voldemortem... a ta rzecz która szleściła to nie był wąż... otworzył oczy.
"Harry" wyszeptała Hermiona "D-dobrze się czujesz?"
"Tak" skłamał.
Był w namiocie, leżał pod stertą kocy, na niższym stopniu łóżka piętrowego. Mógł powiedzieć,
że już prawie świta bo było cicho, chłodno i do tego to płaskie światło na suficie namiotu.
Harry był przemoknięty w swetrze; czuł to na prześcieradle i kocach.
"Uciekliśmy"
"Tak" powiedziała Hermiona "Musiałam użyć zaklęcia lewitacji aby położyć cie na łożku, nie mogłam cie podnieść. Byłeś...
No, byłeś bardzo..."
Pod jej brązowymi oczami pojawiły się fioletowe cienie i Harry spostrzegł małą gąbkę w jej ręku.
Ocierała jego twarz.
"Byłeś chory" skończyła "bardzo chory".
"Jak dawno poszliśmy?"
"Godziny temu. Już prawie ranek".
"A ja byłem... jaki, nieprzytomny?"
"Nie do końca" niepewnie odpowiedziała Hermiona " krzyczałeś i majaczyłeś i... rzeczy" dodała tonem który zaniepokoił Harrego.
Co on robił? Krzyczał zaklęcia jak Voldemort, wył jak dziecko w żłobku?
"Nie mogłam zdjąć z ciebie Horkruksa" powiedziała Hermiona, wiedział że chce zmienić temat.
"To przyległo, przyległo do twojej klatki piersiowej. Masz ślad; Przepraszam, musiałam użyć
Zaklęcia Odcinającego żeby to zdjać. Ciebie też ukąsił wąż, ale zasklepiłam ranę i put some dittany on it.
Zdjął sweterową koszulkę którą miał na sobie i spojrzał w dół. Zauważył na swojej klatce piersiowej, nad sercem gdzie medalion
wypalił ranę jasnoczerwony owal. Zauważył również na przedramieniu znaki pół-wyleczonego przekłucia.
"Gdzie położyłaś Horkruks?"
"Do swojej torby. Myślę że powinniśmy go odłożyć na chwilę"
Położył się z powrotem na swojej poduszce i patrzył w jej znękaną szarą twarz.
"Nie powinniśmy stracić relikwii Godryka. To moja wina, to wszystko moja wina, Hermiona, bardzo mi przykro"
- To nie byłą Twoja wina. Ja naprawdę sądziłam, że Dumbledor zostawił tam miecz dla Ciebie.
- Taaa, więc byliśmy w błędzie, nieprawdaż??
- Co się zdarzyło Harry?? Co się zdarzyło kiedy ona zaprowadziła Cię na góre?? Wąż ukrywał się gdzieś?? Czy tylko wyszedł zabić ją i zaatakował Ciebie??
- Nie – odpowiedział – Ona była wężem... albo wąż był nią... wszystko jedno.
- C-Co??
Zamknął oczy. Ciągle czuł zapach domu Bathildy, był bardzo wyraźny.
- Bathilda musiała już nie żyć. Wąż był wewnatrz jej, Sam-Wiesz-Kto zostawił go w Dolinie Gordryka. – Miałaś racje, on wiedział, że ja tu wróce.
- Wąż był wewnątrz niej??
Harry otworzył oczy. Hermiona spojrzała ze odrazą.
- Lumpin powiedział, że ma magiczną moc, nie przypuszczaliśmy tego – powiedział Harry – ona nie chciała rozmawiać z Tobą wprost ponieważ mówił w języku węży i nie uświadomiłem sobie tego, ale oczywiście mógłbym ją zrozumieć. Kiedy byliśmy w pokoju posłał wiadomość do Sam-Wiesz-Kogo i usłyszałem jak to się wydarza w mojej głowie, czułem jak się ekscytuje, powiedział, by mnietam trzymać i wtedy.
Zobaczył węża wychodzącego z szyi Bathildy, Hermiona nie potrzebowała szczegołów.
- Zmieniła się w węża i zaatakowała mnie.
Spojrzał w dół na ranę po ukoszeniu.
- Ona nie chciała mnie zabić, tylko trzymać do przybycia Voldemorta.
Jeśli tylko zdołał by zabić węża, nie musiał by się martwić o to wszystko.
Udręczony na duszy, podniósł się i rzucił ponownie na łóżko.
- Harry nie, musisz odpocząć.
- Potrzbujesz snu, żadnej odmowy, wyglądasz strasznie.
- Mam się dobrze – patrzył na zegarek przez chwile – Gdzie jest moja różdżka??
Nie odpowiedziała, zaledwie na niego spojrzała.
- Gdzie jest moja różdżka Hermiono??
Przygryzła wargę i łzy napłynęły jej do oczu.
- Harry..
- Gdzie moja różdżka??
Sięgneła w dół obok łóżka i wyciągnieła to do niego.
Ostrokrzew i pióro feniksa w różdżce zostały prawie odłaczone na 2 częsci. Jedna delikatna nitka pióra feniksa trzymała obie części razem. Drewno Rozczepiło się kompletnie na bok. Harry wzioł ją do ręki, jak żywą rzecz, która znosiłastraszliwe zranienie. Nie mógł właściwie myśleć. Wszytsko rozmazywało się z paniki i strachu. Kiedy on trzyał to co chciała Hermiona.
- Napraw to prosze
- Harry, nie sądze, by zadziałało na takie złamanie jak to
- Prosze Hermiono spróbój
- R-Reparo
Wisząca połowa różdżki ponownie połaczyła się z resztą. Harry podniósł ją do góry.
- Lumos!
Różdżka zaiskrzyła się słabo i zgasła. Harry wskazał nią na Hermione.
- Expelliarmus!
Różdżka Hermiony drgneła lekko, ale została w jej ręce. Harry przypatrywał się przerażony, niezdolny uwieżyć w to co widział. Różdżka, która utrzymywała go przy życiu tyle razy...
-Harry - Hermiona szeptała tak cicho, że ledwie mógł ją usłyszeć - Przepraszam myśle, że to mogła być ja. Kiedy odchodzilismy wiesz, wąż się do nas zbliżał. Rzuciłam Niszcząca Klątwe i ona się odbiła wszędzie i musiała musiała uderzyć.
- To był wypadek - powiedział mechanicznie Harry, czuł się pusty,oszołomiony - Będziemy - znajdziemy sposób, by ją naprawić.
- Harry nie sądze, bysmy byli wstanie to zrobić - powiedziała Hermiona, uszy oklapły jej na dół - Pamiętasz pamiętasz Rona?? Kiedy rozibł swoją różdżkę, rozbijając samochód, ona nigdy nie działa jak przedtem, musiała kupić nową.
Harry pomyslał, Olivander jest porwany i trzymany jako zakładnik przez Voldemorta, Gregorovitch nie żyje. Jakim sposobem znajdzie nową różdżkę ??
- Więc - powiedział Harry kłamliwym głosem - Dobrze, tylko pożycze Twoją, kiedy będe na straży.
Na jej twarzy pojawiły się szkliste łży. Hermiona położyła swoją różdżkę obok jego łózka pragnąc tylko odejść od niego.
Powrót do góry
gdama20
Gość






PostWysłany: Sob 14:23, 28 Lip 2007    Temat postu:

ja orginalna nie będę.

proszę o pocztówkę, albo pocztówki xD od 1wzwyż... gdama20 @ plusnet. pl
jak klub ślimaga chodził, to głupia nie zapisałam sobie w wordzie...
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Sob 14:54, 28 Lip 2007    Temat postu:

a ja bym chciala 23 Sad
Powrót do góry
strus
charłak
charłak



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:02, 28 Lip 2007    Temat postu:

nie ty jedna ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aisuga
Gość






PostWysłany: Sob 15:33, 28 Lip 2007    Temat postu:

ślimak znów działa ... fajnie Smile Smile Smile
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Sob 15:35, 28 Lip 2007    Temat postu:

Posiadłość Malfoyów

Harry spojrzał na obojga z nich, teraz jedynie zarysowanych w mroku. Widział, jak Hermiona kieruje swoją różdżkę, ale nie na zewnątrz namiotu, tylko na twarz Harry'ego. Nagle miał miejsce huk i promień białego światła. Harry wygiął się w agonii, niezdolny do patrzenia. Czuł jak jego twarz puchła mu w dłoniach, podczas gdy głosy ciężkich kroków zdawały się otaczać go ze wszystkich stron.
- Wstawaj, śmieciu!
Nieznane dłonie gwałtownie podniosły Harry'ego z ziemi. Nim zdołał powstrzymać je, ktoś zaczął już grzebać po jego kieszeniach. W końcu wyjął różdżkę z tarniny (blackthorn) Harry'ego. Harry kurczowa złapał za swoją nieznośnie bolącą twarz, która była brawie niewyczuwalna pod swoimi palcami. Była ona napuchnięta i naciągnięta tak jakby cierpiał na okropny atak alergii. Jego oczy zmniejszyły się do rozmiaru szparek, przez które prawie nic nie mógł dostrzec. Jego okulary gdzieś upadły, gdy był wywlekany z namiotu, więc jedyne co mógł dostrzec to sylwetki czterech, czy pięciu osób, które także wyciągały Rona i Hermionę.
- Zostawcie-ją! - wrzasnął Ron. Potem nagle słychać było charakterystyczny dźwięk uderzenia w twarz: Ron stęknął z bólu, a Hermiona krzyknęła r11; Nie! Zostawcie go w spokoju! Zostawcie go!
- Twój chłopak dostanie więcej, jeśli odnajdę jego nazwisko na liście r11; powiedział okropny, ochrypły znajomy głos r11; Smakowita dziewczyna ... co za cudo ... podoba mi się delikatność twojej skóry.
Zawartość żołądka Harry'ego przewróciła się. Znał tą postać: Fenrir Greyback, wilkołak, któremu dano możliwość noszenia szat Śmierciożercy, w zamian za to, że będzie używał swojej bezwzględności i okrucieństwa.
- Przeszukajcie namiot r11; powiedział inny głos. Harry'ego wyrzuciło twarzą do ziemi. Głuchy cios zadany Ronowi mówił, że musi być on gdzie s w pobliżu. Harry dosłyszał różne kroki oraz hałasy, spowodowane przez mężczyzn przewracających krzesła w namiocie, gdy go przeszukiwali.
- Teraz, zobaczmy kogo tu mamy r11; powiedział tryumfalny głos Greybacka, gdy przewracał Harry'ego na plecy. Światło bijące z jego różdżki padło na twarz Harry'ego. Potem Greyback zaśmiał się.
- Będę potrzebował piwa krzemowego, by to oblać. Co się z tobą stało, brzydalu?
Harry nie odpowiedział od razu.
- Coś powiedziałem r11; powtórzył Greyback. Harry wypuścił powietrze z przepony, co podwoiło tylko ból. - Co się tobie stało?
- Użądlony r11; wymamrotał Harry r11; Zostałem użądlony
- Tak, na to wygląda r11; odparł drugi.
- Jak się nazywasz?
- Ja r11; Vernon. Vernon Dudley.
- Sprawdź na liście, Scabior r11; powiedział Greyback, po czy ruszył w stronę Rona. - A jak z tobą, rudzielcu?
- Stan Shunpike r11; powiedział Ron
- Tak jak cała reszta r11; powiedział mężczyzna nazwany Scabior. - Wiemy, że Stan Shunpike jest pochłonięty czymś inny.
Kolejne uderzenie.
- Jestem Bardy r11; wysapał Ron. Jego usta, jak pomyślał Harry, były pełne krwi. - Bardy Weasley
- Weasley? - wychrapał Greyback r11; Więc, nawet jeśli nie jesteś szlamą, to związany jesteś z tą rodziną zdrajców krwi. Wreszcie... twoja mała przyjaciółka.. - powiedział to z taką lubością, że przyprawiło to Harry'ego o dreszcze.
- Spokojnie, Greyback r11; powiedział Scabior ponad wyśmiewającymi się pozostałymi Śmierciożercami.
- Och, nie mam zamiaru jeszcze jej ugryźć. Zobaczmy, czy szybciej przypomni sobie swoje imię, niż ten Barney. Jak się nazywasz, dziewczynko?
- Penelopa Clearwater - powiedziała tonem przestraszonym, ale stanowczym.
- Jaki jest twój status krwi?
- Jestem półkrwi r11; odpowiedziała
- Łatwo sprawdzimy r11; powiedział Scabior. - Ale wyglądacie mi jeszcze na uczniaków
- Ukończyliśmy już Hogwart r11; odparł Ron.
- Taa, rudzielcu. - powiedział Scabior.
- I zrobiliście sobie kemping r11; warknął Greyback. - Zakon Feniksa. Coś to wam mówi?
- Takh
- Więc,oni nie okazują należytego szacunku imieniu Czarnego Pana. Jego imię jest objęte Tabu. Już kilku członków Zakonu wyśledziliśmy w ten sposób. Zobaczymy. Zwiążcie ich razem z tamtą dwójką.
Ktoś pociągał Harry'ego za włosy, pchnął go kilka metrów i ustawił w pozycji siedzącej, a potem zaczął związywać go plecami do pozostałych. Harry wciąż był na wpół widomy i prawie niczego nie widział przez swoje opuchnięte oczy. W końcu, jak mężczyzna skończył wiązać ich i odszedł, Harry szepnął do współwięźniów -Ma ktoś różdżkę?
- Nie -odpowiedzieli Ron i Hermiona, siedzący po obu stronach Harry;ego.
- To wszystko przeze mnie. Wymówiłem to imię. Przepraszam...
- Harry ...
Był to nowy, ale znajomy głos, który pochodził od osoby siedzącej dokładnie za Harrym, po lewej stronie Hermiony.
- Dean?
- To ty! Jeśli dowiedzą się kim jesteś... To porywacze. Szukają wagarowiczów, a potem sprzedają ich za złoto.
- Niezłe łowy dziś, co? - powiedział Greyback, gdy jego buty nabijane wiekami (dosłowne tłumaczenie) przeszły obok Harry'ego i gdy usłyszeli więcej hałasu i łoskotu dobiegającego z namiotu. - Szlama, goblin-uciekinier, trzech wagarowiczów. Sprawdziłeś ich nazwiska, Scabior? - warknął
- Taa, ale nie ma na niej żadnego Vernona Dudley'a , Greyback.
- Ciekawe, - powiedział Greyback. - Bardzo ciekawe.
Kucnął przy Harry, który dostrzegł przez małą dziurkę pomiędzy jego opuchniętymi powiekami, twarz pokrytą plątaniną siwych włosów i jego wąsy (lub bokobrody) z ostro zakończonymi brązowymi zębami i ranami w kącikach ust. Śmierdział tak jak wtedy na wieży, gdzie umarł Dumbledore, a mianowicie brudem, potem i krwią.
- Więc nie jesteś poszukiwany, Dudley? A może po prostu ukrywasz się pod innym imieniem? W którym domu byłeś w Hogwardzie?
- W Slytherinie r11; odpowiedział Harry automatycznie
- Czy to nie ciekawe, że oni zawsze wiedzą, co chcemy usłyszeć, co nie? -Scabior nieufnie spojrzał zza cienia. - Ale żaden z nich nie wie, gdzie dokładnie znajduje się pokój wspólny.
- Jest w lochach. - wyraźnie powiedział Harry r11; Trzeba przejść przez ścianę. Jest tam pełno trupich czaszek i różnych takich rzeczy. No i jeszcze znajduje się pod jeziorem, więc światło tam jest zielone.
Krótka przerwa.
- No, no. Wygląda na to, że złapaliśmy małego Ślizgona. - powiedział Scabior. - Dobra twoja, Vernon, bo nie ma zbyt wile szlam w Slytherinie. Kim jest twój ojciec?
- Pracuje w Ministerstwie r11; skłamał. Harry wiedział, że cała ta opowieść upadłaby już po małym śledztwie, ale z drugiej strony i tak ta gra nie będzie trwać zbyt długo. Przynajmniej póki jego twarz nie odzyska poprzedniego wyglądu. - W Departamencie Magicznych Wypadków i Katastrof.
- Wiesz, co Greyback r11; powiedział Scabior r11; Chyba naprawdę jest jakiś Dudley w Ministerstwie.
Harry ledwo oddychał: Czy szczęście, po prostu szczęście uratuje ich wszystkich?
- Proszę, proszę r11; powiedział Greyback, a Harry mógł przysiąc, że słyszy nutę niepokoju w twardym głosie. Wiedział także, że Greyback zastanawiał się, czy właśnie nie zaatakował i związał syna jakiegoś ministra. Serce Harry'ego biło pod liną wokół jego żeber. Harry nie byłby zaskoczony, gdyby Greyback mógł to dostrzec. - Więc, jeśli mówisz prawdę, brzydalu, nic nie będziesz miał wbrew wycieczce do Ministerstwa. Zdaje mi się, że twój ojciec nagrodzi nas za przyprowadzenie ciebie.
- Ale r11; usta Harry'ego były całkowicie suche r11; Jeśli dacie nam...
- Hej! - ktoś zawołam z wnętrza namiotu. - Coś tu mam! Greyback!
Czarna postać spieszyła się w ich kierunku, a Harry dostrzegł blask srebra odbitego z różdżek. Znaleźli miecz Gryffindora.
- Baaardzo ładne r11; powiedział z podziwem Greyback do swojego towarzysza. - Naprawdę, bardzo ładne. Wygląda na robotę goblinów. Skąd to macie?
- To mojego ojca r11; skłamał Harry. - Miał nadzieję, że nie dostrzega imienia wygrawerowanego na rękojeści. - Wzięliśmy go do ścinania drewna na...
- 'ekaj, Greyback. Czy to nie z Proroka?
Gdy Scabior to powiedział, blizna Harry'ego, która była niezwykle napięta przez rozciągnięte czoło, dziko zapłonęła. Wyraźniej niż cokolwiek dookoła niego, Harry zobaczył wysoką budowle - surową, czarną i posępną twierdzę: myśli Voldemorta stały się znowu wyraźne, szybował ku gigantycznej budowli w nastroju opanowanej euforii w celu...
Zbliżam się... zbliżam się...
Usilnie starając się, Harry zamknął swój umysł dla myśli Voldemorta, siadając znowu na swoim miejscu, przywiązany do Rona, Hermiony, Deana, and Griphooka w ciemności, przysłuchując się Scabiorowi i Greybackowi.
- Hermiona Granger mówił Scabior r11; szlama - znana jest z tego, iż podróżuje z Harrym Potterem.
Mimo, że blizna Harry'ego płonęła w milczeniu, ten podjął ostateczną próbę bycia obecnym, by nie dostać się do głowy Voldemorta. Harry słyszał szelest butów Greybacka, gdy kucnął przy Hermionie.
- Wiesz co dziewczynko? To zdjęcie chyba przedstawia ciebie
- To nie ja! Nie ja!
Przerażony pisk Hermiony brzmiał tak jak przyznanie się.
- ...znana jest z tego, iż podróżuje z Harrym Potterem. - powtórzył w milczeniu Greyback.
Wszędzie zapadła cisza. Blizna Harry'ego okropnie piekła, mimo tego próbował z całych sił wyrwać się myślom Voldemorta. Jeszcze nigdy wcześniej nie było ważnym zostać przy swoim umyśle, niż teraz.
- Cóż, to wszystko zmienia, prawda? - wyszeptał Greyback. Nikt nic nie mówił: Harry wyczuł całą grupę porywaczy zastygłych, patrzących oraz poczuł dygoczące ramię Hermiony. Greyback wstał i przeszedł kilka kroków w miejsce, gdzie siedział Harry. Znowu ukląkł i zaczął wpatrywać się w zniekształconą twarz.
- Co tam masz na czole, Vernon? - zapytał delikatnie, a jego oddech zanieczyścił nozdrza Harry'ego, gdy ten przycisnął swój brudny palec do jego blizny.
- Nie dotykaj tego! - wrzasnął Harry. Nie mógł powstrzymać się, myślał, że zachoruje przez ból.
- Myślałem, że nosisz okulary, Potter? - szepnął Greyback
- Znalazłem okulary! - krzyknął jeden z porywaczy, stojący z tyłu r11; Okulary były w namiocie. Greyback, czekaj...!
Chwilę później wbito Harry'emu z powrotem okulary na nos, a wszyscy porywacze przybliżali się w jego stronę, gapiąc się na niego.
- Mamy go r11; zazgrzytał Greyback r11; Mamy Pottera!
Potem wszyscy nagle cofnęli się, zszokowani tym, co się wydarzyło. Harry, cały czas walcząc, by pozostać tam obecny w swojej rozdzierającej głowie, nie był w stanie, nic powiedzieć. Fragmenty wizji rozbijały się o powierzchnię umysłu Harry'ego.
- Ukrywał się ze wysokimi murami czarnej fortecy... -
Nie, on był Harrym, związanym, bez różdżki w śmiertelnym zagrożeniu.
- Patrzył w górę, ku najwyższemu oknu, najwyższej wieży...
Nie, on był Harrym, oni omawiali jego los z ciszonymi głosami
- Czas polecieć -
- ...Do Ministerstwa...?
- Chrzanić Ministerstwo r11; huknął Greyback. - Oni przypiszą sobie całą chwałę. Mówię, żebyśmy wzięli go prosto do Sami-Wiecie-Kogo
- Wezwiesz go tu? - zapytał wyraźnie przestraszony Scabior
- Nie r11; warknął Greyback - Nie mam... Mówią, że używa domu Malfoyów jako kryjówkę. Tam zabierzemy chłopaka.
Harry przypuszczał dlaczego Greyback nie chciał przywołać Voldemorta. Może i wilkołak mógł nosić szaty Śmierciożerców, gdy tylko potrzebowali jego pomocy, ale tylko wybrani mogli być naznaczeni Mrocznym Znakiem. Widocznie Greybackowi nie przyznano tego najwyższego zaszczytu.
Blizna Harry'ego znowu zaczęła płonąc-
-a on zaczął się wznosić, lecąc do okna na samym szczycie wieży-
- ... całkowicie przekonany, że to on> Bo jeśli to nie on, Greyback, to już nie żyjemy.
- Kto tu rządzi? - ryknął Greyback, zakrywając poprzedni moment niekompetencji. - To jest Potter! On plus jego różdżka to dwieście tysięcy galeonów! Ale jeśli jesteście na tyle martwy, by nie móc iść dalej, to to wszystko będzie dla mnie, a jak mi się poszczęści ta dziewczyna też!
- okno było niczym więcej jak najzwyklejszą dziurą w czarnej ścianie, ale nie na tyle dużą, by można było przejść przez nią... Wychudzona postać była widoczna przez tą dziurę. Była ona zwinięta na kocu... martwa czy żywa?
- Dobra! - powiedział Scabior r11; Dobra! Wchodzimy w to! No ale co z resztą, Greyback? Co z nimi zrobimy?
- Można przecież też ich wziąć. Mamy tu dwie Szlamy r11; to dziesięć galeonów. Podaj mi miecz. Jeśli to rubin, to kolejna mała fortunka dla nas.
Więźniowie zostali dokładnie przeszukani. Harry słyszał jak przerażone Hermiona szybko oddychała.
- Trzymaj mocno i nie puszczaj. Ja osobiście zajmę się Potterem. - powiedział Greyback, pociągając całą dłonią pęk włosów Harry'ego. Harry w tym momencie czuł jak pożółkłe paznokcie drapią jego skalp. - na trzy! Raz r11; dwa r11; trzy!
Wszyscy deportowali się, zabierając ze sobą więźniów. Harry walczył z dłonią Greybacka, ale bez żadnego skutku: Ron i Hermiona ściśnięci, napierali na niego z obu stron. Nie potrafił odsunąć się od grupy, a kiedy jego ciężki oddech wydostawał się na zewnątrz, blizna Harry'ego paliła jeszcze bardziej
- gdy przeszedł przez dziurę, niczym wąż, wylądował lekko niczym mgła w pokoiku na wieży -
Więźniowie poupadali na siebie, gdy wylądowali na jakieś wiejskiej dróżce. Oczy Harry'ego, wciąż opuchnięte, potrzebowały chwili, by mogły się zaklimatyzować, a potem zobaczył dwie mosiężne bramy prowadzące przez posesję. Wtedy poczuł się odrobinkę wolny. Najgorsze jeszcze nie nastąpiło: Voldemorta nigdzie nie było. Harry wiedział, mimo, że starał zwalczyć te wizje, że Voldemort znajduje się w dziwnym, forteco podobnym miejscu, na szczycie wieży. Ale to, ile zajmie Voldemortowi zjawienie się tu, kiedy dowie się, że jest tu Harry, było inną kwestią...
Jeden z porywaczy podszedł do bramy i potrząsł nią
- Jak tam dostaniemy się, Greyback? Ona jest zamknięta. Cholera
Odsunął swoje dłonie od bramy przestraszony.
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Sob 15:35, 28 Lip 2007    Temat postu:

ale to polowa tylko
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Sob 15:37, 28 Lip 2007    Temat postu:

na chemi jest już troche więcej 23.... Kiedy będzie cały ? Ja chce 23 ! ! ! Smile Smile Smile
Powrót do góry
aisuga
Gość






PostWysłany: Sob 15:39, 28 Lip 2007    Temat postu:

tu dalsz część Smile Smile Smile
Harry (whipped?) swoje ręce w strachu. Żelazo było skręcone i powykrzywiane, a abstrakcyjne skręcenie przypominało przerażoną twarz, która przemówiła dzwoniącym, powtarzającym się głosem:
Określ swój cel
-Mamy Pottera- Greyback ryknął z triumfem- Pojmalismy Harrego Pottera!
Brama zakołysała się i otworzyła
Chodźmy- powiedział Greyback do swoich ludzi i więźniów wlekących się przez bramę a potem w górę, podjazdem między wysokimi płotami gdzie nie słyszeli nawet swoich kroków.
Harry zobaczył nad sobą widmowaty biały kształt i uświadomił sobie że był to albino peacock

Potknął się i powlókł za Greybackiem.
Wprawił w przerażenie związanych plecami do siebie czwórki więźniów. Harry zamknął swoje spuchnięte oczy pozwalając sobie na ból i przerażenie które w tym momencie przezwyciężało go, czekając na to co Voldemort zrobi kiedy dowie się już że Harry został złapany.

Wycieńczona sylwetka poruszyła sie pod cienkim kocem i przewróciła w jego kierunku, otwierajac oczy. Słaby człowiek usiadł, wielkie zapadłe oczy spoglądały na niego...na Voldemorta, i wtedy usmiechnął się. Nie miał większej części zębów.
-Więc przybyłeś... Myślałem, że mógłbyś.... Jeden dzień... Ale twoja podróż była bezsensowna.... Nigdy tego nie miałem...
-Kłamiesz!
Gdy gniew Voldemorta pulsował w środku niego, strach Harry'ego zagrażał wybuchem bólu. Szarpnął swój umysł z powrotem do ciała, walcząc z resztkami teraźniejszości kiedy więźniowie zostali pchnięci na żwir.
Światło rozlewało się na nich wszystkich.
"Co to jest?"-powiedział zimny kobiecy głos.
"Jesteśmy tutaj po to, aby zobaczyć się z Tym Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać."-zachrypiał Greyback
"Kim jesteście"
"Znasz mnie!"-słychać było oburzenie w głosie wilkołaka -"Fenrir Greyback. Złapaliśmy Harry'ego Pottera."
Greyback chwycił Harry'ego i szarpnął nim wokół twarzą do światłą, zmusił też resztę więźniów do przesunięcia się wokół.
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Sob 15:43, 28 Lip 2007    Temat postu:

Anonymous napisał:
na chemi jest już troche więcej 23.... Kiedy będzie cały ? Ja chce 23 ! ! ! Smile Smile Smile


moglbymi ktoś podesłać link na gg 10778496 lub tutaj
Powrót do góry
Hedwinga
pirszoroczny
pirszoroczny



Dołączył: 22 Lis 2005
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska Szkoła Magii im.Michała Sędziwója

PostWysłany: Sob 15:43, 28 Lip 2007    Temat postu:

pogieło was nie zamieszczajecie tego oficjalnie!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kawałeczek dalej,,
Gość






PostWysłany: Sob 15:54, 28 Lip 2007    Temat postu:

Greyback chwycił Harry'ego i zaciągnął go aby stanął przodem do światła, zmuszając innych więźniów do przesunięcia się.
“Wiem, że jest spuchnięty, ale to naprawdę on!” dokończył Scabior.
“Jeśli przypatrzysz trochę bliżej, to zobaczysz bliznę. I tak tu, widzisz tą dziewczynę? Szlamę, która podróżowała z nim, ma’am. To jest bez wątpienia on, i mamy jego różdżkę też! tu, ma’am—“
Przez swoje opuchnięte powieki Harry zobaczył, jak Narcissa Malfoy przypatrywała się jego spuchniętej twarzy. Scabior popchnął różdżkę z tarniny(owoc, mający cierpki smak...pewnie chodzi i materiał z którego została wykonana różdżka) ku niej. Podniosła swoje brwi.
„Przyprowadź ich” powiedziała.
Harry i inni zostali popchnięci i ciężkimi krokami skierowali się do przedpokoju wyłożonego portretami.
„Chodź za mną „ powiedziała Narcyza prowadzać go przez korytarz. “Mój syn, Draco, jest w domu na wakacje wielkanocne. Jeśli to jest Harry Potter, on z pewnością będzie to wiedział, rozpozna go.”
Salon był jasny mimo ciemności na zewnątrz; nawet ze swoimi oczami prawie zamknięty Harry mógł rozpoznać szerokie proporcje pokoju. Kryształowy żyrandol zwisał z sufitu, na ciemnych fioletowych ścianach wisiało wiele portretów.
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Sob 16:01, 28 Lip 2007    Temat postu:

jak ktoś będzie miał więcej do wklejcie Smile Smile Smile
Powrót do góry
aisuga
Gość






PostWysłany: Sob 16:05, 28 Lip 2007    Temat postu:

Harry stał twarzą do lustra zawieszonego powyżej kominka, oprawionego we wspaniałą, pozłacaną, zawile poskręcaną ramę. Zobaczył własne odbicie. Po raz pierwszy, odkąd opuścił Grimmauld Place… Jego twarz była wielka, lśniąca i różowa, a każdy jej rys zniekształcony przez klątwę Hermiony. Jego czarne włosy sięgały już ramion, a wokół szczęki malował się ciemny cień. Gdyby nie wiedział, że to on gapi się teraz głucho w lustro, zastanawiałby się, kto nosi jego okulary.

Zdecydował się nic nie mówić, na wypadek, gdyby jego głos miałby go wydać; gdy Draco zbliżył się Harry wciąż unikał kontaktu wzrokowego z nim.

-Zatem, Draco?- powiedział Lucjusz Malfoy gorliwym tonem.
-Czy to on? Czy to Harry Potter?
-Nie jestem - nie jestem pewien - powiedział Draco.
Starał się trzymać z dala od Greybacka, a gdy jego spojrzenie wreszcie napotkało wzrok Harry'ego, wydawał się być przerażony.
-Przyjrzyj mu się! Podejdź bliżej i przyjrzyj mu się dokładnie!
Harry nigdy nie słyszał tak podnieconego głosu Lucjusza Malfoya .
-Draco, jeśli my będziemy tymi, którzy oddadzą Pottera w ręce Czarnego Pana, on wszystko nam odpuś -
-Mam nadzieje, że nie zapomniał Pan, kto tak właściwie go schwytał, Panie Malfoy? -
powiedział Greyback groźnym tonem.
-Oczywiście, że nie, oczywiście, że nie!- stwierdził niecierpliwie Malfoy.
Zbliżył się do Harry'ego tak blisko, że ten mógł zobaczyć jego zazwyczaj ospałą, bladą twarz w najdrobniejszych detalach, nawet przez swoje spuchnięte oczy.

-Co mu zrobiliście? - zapytał Lucjusz Greybacka -Jak doprowadziliście go do takiego stanu?
- To nie my. -Wygląda, jakby ktoś rzucił na niego Żądlącą Klątwę- stwierdził Lucjusz. Jego szare oczy zbadały uważnie czoło Harry'ego. -Tam coś jest - wyszeptał- to mogłaby być blizna, tylko mocno rozciągnięta. . .
- Draco, podejdź tutaj, spójrz na jego czoło! Co o tym myślisz? Harry zobaczył teraz podniesioną twarz młodego Malfoya, który stał po prawej stronie swojego ojca. Byli do siebie nadzwyczaj podobni. Ale nie w tej chwili, kiedy ojciec spoglądał na Harry'ego z nieukrywanym podekscytowaniem, podczas gdy spojrzenie syna było pełne niechęci, a nawet strachu.
-Sam nie wiem - powiedział i cofnął się do kominka, gdzie stała jego matka, obserwując całą sytuacje.
-Lepiej być pewnym, Lucjusz - zawołał Narcyza swoim zimnym, czystym głosem -Całkowicie pewnym, że to jest Potter, zanim wezwiemy Czarnego Pana . . . Mówią, że należy do niego - wskazała na różdżkę z tarniny - ale nie zgadza się z tym, co opisał Olivander . . . Jeśli się pomylimy, Czarny Pan przybędzie tu na próżno. . . Pamiętasz, co zrobił Rowlowi i Dołohowowi?
-A co w takim razie z tą szlamą?- warknął Greyback. Harry'ego prawie zwaliło z nóg, kiedy Porywacze obrócili ich ponownie. Światło padało teraz na Hermione.
-Czekaj- powiedziała Narcissa ostro -Tak - tak, ona była u Madam Malkin z Potterem! Widziałam jej zdjęcie w Proroku! Popatrz, Draco, czy to nie Panna Granger? -Ja . . .być może . . . tak-
-W takim razie, to jest chłopak Weasleyów! - krzyknął Luciusz, obchodząc wielkimi krokami związanych więźniów, a w końcu stając przed Ronem -To oni, przyjaciele Pottera - Draco, popatrz na niego, czy to nie syn Artura Weasleya - zaraz, jak on miał na imię... -?
-Tak- powtórzył Draco, stojąc plecami do więźniów - To może być on. Drzwi salonu otworzyły się zza pleców Harry'ego. Przemówiła kobieta, a dźwięk jej głosu napawał Harry'ego jeszcze większym strachem.
- Co jest? Co się stało, Cissy? Bellatrix Lestrange przeszła wolno wokół więźniów i zatrzymał się na prawo od Harry'ego, gapiąc się na Hermione swoimi ciężkimi oczyma:
-Ale na pewno- wyszeptała - to jest ta szlama? To jest Grander?
-Tak, tak, to jest Granger!- ogłosił Luciusz -I obok niej, jak sądzę, Potter! Potter i jego przyjaciele, którzy wreszcie dali się złapać! -Potter? - wrzasnęła Bellatrix i cofnęła się o krok, by lepiej przyjrzeć się Harry'emu -Jesteś pewny? W takim razie, Czarny Pan musi zostać poinformowany natychmiast! Pociągnęła za swój prawy rękaw, rozrywając koszulę: Harry zobaczył, jak Mroczny Znak zapłonął na jej ramieniu i wiedział, że zamierzała go dotknąć, by wezwać swojego ukochanego mistrza
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dziurawy Kociol Strona Główna -> Książki HP Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 50, 51, 52 ... 115, 116, 117  Następny
Strona 51 z 117

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin