Forum Dziurawy Kociol
www.kociool.fora.pl ---- wszystko o HP
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

akcja ratujemy forum
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 48, 49, 50 ... 115, 116, 117  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dziurawy Kociol Strona Główna -> Książki HP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
sylwia
Gość






PostWysłany: Sob 1:13, 28 Lip 2007    Temat postu:

blagam, wyslijcie mi na [link widoczny dla zalogowanych] zaproszenie, tez bym chciala przeczytac co dalej!
Powrót do góry
sebak
mugol
mugol



Dołączył: 28 Lip 2007
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 1:24, 28 Lip 2007    Temat postu:

witam fanatyków
nie mam wymaganego minima, ale jeżeli ktoś ma 23 i dalej to proszę na priva lub na [link widoczny dla zalogowanych], bardzo proszę... Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
matty
mugol
mugol



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 4:01, 28 Lip 2007    Temat postu:

chetnie bym przetlumaczyl jakis rozdzial ale nie chce sobie psuc czytania:)...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
amaretto
mugol
mugol



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:03, 28 Lip 2007    Temat postu:

czsc jestem z wami od początku tylko nic nie pisałam ugrzęzłam w martwym punkcie prosze o zaproszenie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaisa
Gość






PostWysłany: Sob 10:29, 28 Lip 2007    Temat postu:

ja bym prosila zaproszenie albo pocztówke 19 gg 9717805 , [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
wikktor
mugol
mugol



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:49, 28 Lip 2007    Temat postu:

kaisa napisał:
ja bym prosila zaproszenie albo pocztówke 19 gg 9717805 , [link widoczny dla zalogowanych]


A do kasi poszedł mój cały zbiór... Wink jaki ja hojny jestem :p
22 tak sie zakończyła, że ja bardzo chcę 23... :p

dziękuję za wysiłek tłumaczom Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
fanka111
Gość






PostWysłany: Sob 11:11, 28 Lip 2007    Temat postu:

witam jeżeli ma ktos tłumaczenie od 19 w gore prosze o przeslanie [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
strus
charłak
charłak



Dołączył: 27 Lip 2007
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:22, 28 Lip 2007    Temat postu:

a wiadomo kiedy będzie 23?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Sob 11:34, 28 Lip 2007    Temat postu:

cholera szkoda że zablokowano wszystkie stronki z tłumaczeniami...
jeżeli macie rozdziały od 15 w góre to bardzo prosze o przesłanie mi.
kontakt: gg:7379699 mail: [link widoczny dla zalogowanych]
z gory dzięki
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Sob 11:36, 28 Lip 2007    Temat postu:

jesli ktos ma rozdzialy od 19 to porposzę [link widoczny dla zalogowanych] Smile)
Powrót do góry
Maciej
Gość






PostWysłany: Sob 11:41, 28 Lip 2007    Temat postu:

Witam! Moge prosic o zaproszenie i SAMI-WIECIE-CO rozdzialu 19
[link widoczny dla zalogowanych]
Z gory dzieki!
Powrót do góry
sylwia
Gość






PostWysłany: Sob 12:35, 28 Lip 2007    Temat postu:

serdecznie bym prosila kogos, kto to robi, by wyslal mi zaproszenie na [link widoczny dla zalogowanych] , poniewaz zacielam sie na 16 i chcialabym dalej... chyba ze ktos moglby mi wyslac na [link widoczny dla zalogowanych] od 16 w gore... bylabym bardzo wdzieczna tej osobie...
Powrót do góry
Wega
Gość






PostWysłany: Sob 12:41, 28 Lip 2007    Temat postu:

Czy ktoś by był tak miły i przełałby mi rozdziły od 7 w góre? Net czasem się psuje a ja jestem ciekawa co było dalej. [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Sob 12:48, 28 Lip 2007    Temat postu:

Rozdział 19
Srebrna łania
Śnieg padał od czasu, gdy Hermiona przejęła wartę o północy. Sny Harrego były zdezorientowane i niepokojące: Nagini wił się w te i i spowrotem po nich, najpierw przez wieniec Bożo Narodzeniowych róż. Budził się wielokrotnie w panice, przekonany, że ktoś woła do niego z oddali, mając wrażenie, że wiatr smagający dookoła namiotu był skradaniem lub głosami.
W końcu wstał w ciemności i dołączył do Hermiony, która przycupnęła przy wejściu do
namiotu czytając "Historię Magii" przy światle swojej różdżki. Padał gruby śnieg więc powitała z ulgą jego sugestię wcześniejszego spakowania się i wyruszenia w drogę. "Gdzieś gdzie będzie bezpieczniej" zgodziła się, drżąc w czasie zakładania bluzy na piżamę. "Ciągle zdawało mi się, że słyszałam ludzi ruszających się na zewnątrz. Nawet myślałam, że widziałam kogoś jeden lub dwa razy."
Harry zatrzymał się w trakcie wciągania bluzy i zerknął na cichy, stojący bez ruchu fałszoskop na stole.
"Jestem pewna, że wyobraziłam sobie to" powiedziała Hermiona, spoglądając nerwowo.
"Śnieg i ciemność, są złudne dla oczu.... Ale może powinniśmy skryć się pod Peleryną Niewidką, na wszelki wypadek?"
Pół godziny później, ze spakowanym namiotem, Harry założył na szyję Horcrux a Hermiona chwyciła ozdobiona koralikami torbę i zniknęli. Zwykła wessanie pochłonęło ich; Stopy Harrego straciły kontakt ze śnieżną ziemią, wtedy uderzył mocno w coś co poczuł jak zamarzniętą ziemię przykrytą liśćmi.
"Gdzie jesteśmy?" spytał, spoglądając dookoła na świeżą masę drzew, gdy Hermiona otworzył ozdobioną koralikami torbę i zacząła wyciągać sznurki namiotu.
"Las Dziekana", powiedziała, "raz rozbiliśmy tutaj obóz z moją mamą i tatą."
Tutaj także śnieg leżał na drzewach wszędzie wokoło i było bardzo zimno, ale przynajmniej zostali ochronieni od wiatru. Spędzili większość dnia wewnątrz namiotu, dookoła ciepłych, jasnych, niebieskich płomieni, w produkowaniu których Hermiona była biegła i które mogły zostać zamknięte i niesione w słoiku. Harry czuł się jak gdyby zdrowiał, wrażenie wzmocnione Hermiony zatroskaniem. Tego popołudnia świeże płatki dryfowały na nich, tak że ich osłonięte schronienie miało świeżą warstwę sypkiego śniegu.
Po dwóch nocach z niewielką ilością snu, zmysły Harrego wydawały się bardziej wyostrzone niż zwykle. Ich ucieczka z doliny Godrika była tak nagła, że Voldemort wydawał się bliżej niż wcześniej, bardziej groźny. Gdy przyszła znowu ciemność, Harry odrzucił ofertę Hermiony, trzymania straży i kazał jej pójść do łóżka. Harry ułożył starą poduszkę przy wyjściu z namiotu i siadł, mając na sobie wszystkie swetry, które posiadał ale mimo to, nadal zziębnięty. Ciemność pogłębiała się z każdą godziną, dopóki nie stała się nieprzenikliwa. Właśnie miał zamiar wyjąć Mapę Huncwotów, żeby popatrzeć na kropkę Ginny's przez chwilę, gdy przypomniał sobie, że to było Boże Narodzenie, dni wolne i że ona wróciła do nory.
Każdy mały ruch wydawał się powiększony w ogromie lasu. Harry wiedział, że musi być pełen żywych stworzeń, ale on wolałby, żeby one pozostały cicho i bez ruchu, żeby mógł oddzielić ich niewinny tupot i czajenie się od hałasów, które mogłyby oznaczać inne, groźne ruchy. Zapamiętał dźwięk płaszcza ślizgający się po martwych liściach wiele lat temu i w pewnej chwili myślał, że usłyszany to znów co wstrząsnęło jego umysłem. Ich ochronne zaklęcia działały przez tygodnie; dlaczego miałyby złamać się teraz? A jednak teraz nie mógł pozbyć się uczucia, że coś było inaczej tego wieczora.
Kilka razy szarpnął się z bolącą szyją ponieważ zasnął, opadając niezgrabnie w stronę
namiotu. Noc osiągnęła taką głębię aksamitnej ciemności, że mógłby zawisnąć w otchłani między znikaniem i pojawianiem. Właśnie trzymał rękę przed twarzą, by zobaczyć, czy widzi jeszcze swoje palce kiedy zdarzyło się to.
Jasne srebrne światło ukazało się dokładnie przed nim, zbliżając sie wśród drzew. Czymkolwiek było, poruszało się bezgłośnie. Światło wydawało się po prostu dryfować do niego...
To coś podskoczyło do jego nóg, głos zamarł mu z gardle. Uniosł rożdzkę Hermiony. Podniosł oczy, i swiatło zaczęło go razic, przedierajac sie przez korony drzew, wciaż sie zbliżając.
Wted, żródło światła wyskoczyło przed drzewa. To był, biało-srebrny zając, jasniejacy i oslepiający go.Przbyl kilka krokow po ziebi, wciaż w ciszy, nie pozostawiajac zadnych sladów na grubej pokrywie snieznej.Stopniowo kroczył ku Harry'emu dumnie, z piękną głowa i szerokimi oczyma.
Harry gapił się na stworzenie, zapełniając się powoli zdumieniem, nie przy jego sile ale przez niezrozumiałej znajomości. Odczuwał na co czegał od jego przyjścia, ale zapomniał przed przed momętem, żeby oni mieli się spotkać. Jego impulsywny krzyk do hermniony, który był tak wyraźisty przed momętem,odszedł. On wiedział, miał postawić go na życie (?), co ona przybyła do niego, i tylko niego. Oni przyglądali się sobie przez kilka długich chwil, i potem ona odwróciła się,i odeszła daleko.
"Nie" powiedział, i jego głos złamał się z wyczerpania, "Wróć"
Ona kotynuowała marsz rozmyślnie uderzając o drzewa, i wkrótce blask był smugą przez ich grube czarne kufry.
Przez chwile drżał nizdecydowany. Ostrożnie szumiał, gdyż to mogła być sztuczka, urok, pułapka. Ale instynkt, przytłaczający instynkt, odpowiadał mu że nie była Czarna Magia. Zaczał pogoń.
Sńieg zaskrzypiał pod jego stopą, ale łańia nie wytwarzała żagnego hałasu ponieważ ona przechodziła przez drzewa, dla niej był to drobiazg gdyż była światłem. Prowadziła go glębiej i głebiej w las, i Harry poszedł szybciej, pewny tego kiedy ona zatrzyma się, pozwalała się mu zbliżać do siebie. I potem chiała powiedzieć i głos chiał powiedzieć mu co on potrzebował wiedzieć. Wkońcu się zatrzymała. Zwróciła swoją piękną głowe do niego jeszcze raz, i on przestał biec, pytanie paliło go w środkum ale jak otworzył swoje usta aby zapytać, ona zniknęła. Chcoaż ciemnośc pochłoneła ją, jej obraz pozostawił znak na jego siatkówce. To zaciemniło jego widzenie, rozświetlone kiedy on zamknał powieki, dezorientując go. Teraz zaczał się obawiać: Jej obecność dawała mu bezpieczenstwo.
"Lumos!" wyszeptał, i jego różdżka zapaliła się.
Obraz łanii stopniowo odchodzł z każdym mrugnięciem jego oczu, kiedy tam stał, słuchając odgłosów lasu do odległych łamiań gałęźi, miękkich szelestów śniegu. Miał zostać zaatakowany? Ona miała zaciągnąć go do zasadzki? Ktoś stał dalej i tworzył obraz z świecącej różdżki, czekając na niego? Trzymał różdżke wysoko. Nikt nie pobiegł poza nim, żadnego błysku zielonego swiatła wystrzelonego zza drzewem Dlaczego doprowadziła go do tego miejsca? Coś błyszczało w świetle różdżki i Harry obrócił się, ale wszystko co tam było było małe, zmrożone pole, na czarnym popękanym stawie, błyszczało jak on podniosł swoją różdżke wyżej aby zbadać to.
Posunał się ostrożnie naprzód i patrzył w dół. Łód odbijał jego zniekształcony Cień i światło różdzki, ale głęboko poniżej mętnej szarej substancji o grubości skorupy żółwia. Wielki srebny krzyż. Serce podskoczyło mu do gardła: Zniżył się do kolan przy krawędzi miejsca, i oświetlał różdzką głębie stawu tak wielką ilością swiatła jak to mogło być możliwe. Błyskało w czerownej głębi. Był to miecz z błyszczącymi rubinami w rękojeści. Miecz Gryffindora znajdował się na dole tej kałuży.
Ledwo oddychając, gapił się na to w dole. Jak to możliwe? Jak mogło to przybyć do leśnego stawu, tak blisko miejsca gdzie mieli obóz? Miał pewną ilośc magii zaczerpanej od Hermiony do tego miejsca, albo była to łania wtórego on wziął za patronus, jakiegoś obrońce stawu? Albo miał miecz połozony w stawie po jego przybyciu, precyzyjnie dlatego że oni byli tutaj? w którym przypadku, gdzie była osoba która chciała przekazać to Harremu?
Znowu skierował różdzkę w okolicach drzew i krzewów, szukając ludzkiego zarysu, bez mrugnięcia oka ale nie mógł nic tam zobazcyć. Wszystko jedno, niewielka ilość przekształcila jego podekscytowanie jak zwracał uwagę na miecz położony pod skorupą zamarzniętego stawu.
Wskazał różdżkę na srebrzysty kształt i zamruczał "Accio Miecz"
Nie się nie stało. Nie miał go. Jeżeli to był prosty sposób aby zdobyć miecz na powierzchni, nie w zamarzniętym stawie.
Chodził naokoło lodu, myśląć mocno o ostatnim razie kiedy Miecz sam dostarczył się. Był wtedy w wielkim niebezpieczeństwie i zapytał o pomoc. "Pomóż" wymamrotał ale miecz pozostał w głębinie stawu, obojętnym bez ruchu. Co to było, Harry Zapytał siebie, co Dumbledor powiedział jemu zeszłego razu kiedy wyciągnał Miecz? Tylko prawdziwy Gryffon Mógłby wyciągnąć go z tiary. I Co świadczyło o prawdziwym członku Griffindorru. Cichy głos Wewnątrz głowy Harrego odpowiedział: Śmiałość, energia, i honor umieszcza w Gryffindorze.
Harry przerwał chód i westchnął długo, jego oddech rozproszył się szybko w zamarzniętym powietrzu Nie wiedział co miał robić. Jeżeli był on oczciwy sam ze sobą, to nie wiedział co mogło by przywołać do tegom od momentu kiedy poplamił miecz przez lód.
Spojrzał ponownie na drzewam ale był przekonany że teraz nikt nie zamierza go zaatakować. Oni nie mieli takiej szansy jak szedł przez las, miał wiele możliwości zbadania stawu. Jedyny kłopot w tej sprawie bylo to że znajdował się on nieprzyzwoicie głęboko. Harry zaczął grzebać w torebce, wyrzucając z niej przypadkowe ubrania. Przez chwile wahal sie stojac przed lodowata sadzawka, ale wiedział, że Hermiona zrobiłaby to samo na jego miejscu
Sowy zahuczały, gdy Harry się rozebrał i wtedy poczuł ból związany ze stratą Hedwigi. Drżał na całym ciele, ale nadal ściągał z siebie ubrania, aż w końcu stanął na boso, w samej bieliźnie w śniegu. Położył torbę zawierającą różdżkę, list jego matki, lusterko Syriusza i Zlotego Znicza, po czym wycelowal rozdzka Hermiony na lod.
— Diffindo!
Odłamki lodu rozbiły się w drobny mak. Powierzchnia sadzawki pekla i kawaki ciemnych bryl lodu zakolysaly sie na zwichrzonej wodzie. Podejrzewal, ze sadzawka nie jest gleboka, ale by odzyskac miecz musial zanurzyc sie do samego dna.
Wykonanie zadania byloby duzo latwiejsze gdyby woda byla cieplejsza. Stanal na krawedzi sadzawki i umiescil rozdzke Hermiony na ziemi. W koncu delikatnie zanurzyl kostki w wodzie. Kazda czesc jego ciala wrzasnela w protescie. Gdy zanurzyl sie do ramion powietrze w jego plucach zamarzlo.
Nie mogl sie prawie poruszyc, lodowata woda sparalizowala jego stopy.
Zanurzal sie coraz glebiej, az wreszcie wzial gleboki oddech i trzesac sie skoczyl do wody.
Jego mozg wydawal sie utonac w ciemnej wodzie, kiedy zaczal szukac po omacku miecza. Jego palce zamknely sie dookola rekojesci, a on pociagnal sie w gore.
Wtedy cos zaczelo go dusic wokol szyji. Lancuch medalionu zacisnal sie i powoli ograniczyl jego tchawice.
Harry probowal wyplynac na powierzchnie, ale byl juz po skalistej stronie sadzawki. Bijac, duszac sie, probowal szukac po omacku lancucha, ale jego palce odmawialy posluszenstwa.
Kiedy stracil wszelka nadzieje, ktos poderwal go do gory, w chwili kiedy waz zaatakowal. Czul ulge, kiedy stanal na zimnej posadzke, lapiac powietrza do zmarznietych pluc.
Harry nie mial sily, by uniesc glowei zobaczyc twarz zbawiciela. Wszystko co mogl w tej chwili zrobic to podniesc reke do gardla i zdjac medalion. Wtedy sapiacy glos przemowil.
— Czy --- Ty --- jesteś --- chory?!
Kiedy uslyszal ten glos, poczul nagly przyplyw energi. Stanal tak gwaltownie, ze prawie zatoczyl sie do tylu. Przed nim stal Ron, ubrany, ale przemoczony, trzymajac, miecz Gryffindora w jednej rece i medalion z rozbitym lancuchem w drugiej.
Nie mógł odpowiedzieć: Srebrna łania była niczym, niczym w porównaniu z pojawieniem się Rona; nie mógł w to uwierzyć. Drżąc z zimna, złapał za stos ubrań leżących nieopodal i zaczął je nakładać. Harry spojrzał na rudowłosą twarz Rona. Wydawało mu się, że może już nigdy go nie zobaczyć, tymczasem stał zaledwie kilka stóp od niego. I to on wskoczył do sadzawki, by ratować jego życie:
— To byłeś Ty? — powiedział w końcu Harry, słabym głosem.
— Ach.. tak.. — wybąkał Ron, spoglądając na niego zmieszany
— Ty wyczarowałeś tego patronusa?
— Co? Jasne, że nie! Myślałem, że ty to zrobiłeś!
— Mój patronus jest jeleniem.
— Och tak. Wydawało mi się, że widziałem poroże.
Harry nałożył sakiewkę Hagrida, naciągnął na siebie właściwy sweter, zgiął się by podnieść różdżkę Hermiony i ponownie spojrzał na Rona:
— Co ty tutaj robisz?
Widocznie Ron, spodziewał się, że Harry prędzej czy później zada to pytanie.
— Dobrze, Ja... Ja wróciłem — wypowiadane słowa z trudem przedzierały się przez jego gardło — Jeśli, oczywiście nadal mnie chcecie.
Harry nie mógł w to uwierzyć. Ron był tutaj.. Wrócił.. Uratował jego życie.
Ron popatrzył w dół na jego dłonie. Wydawał się zaskoczony gdy zobaczył co w nich trzyma.

Znalazłes go? - zapytał raczej niepotrzebnie, spogladając na ozdobiony rubinami miecz.
— Tak — powiedział Harry — Ale nadal nie rozumiem. Jak się tutaj dostałeś? Jak nas znalazłeś?
— To długa historia — powiedział Ron — szukałem Ciebie przez wiele godzin. To przecież ogromny las, co nie? Pomyślałem, że prześpie się pod drzewem i poczekam aż zaświta i mnie znajdziecie.
— Nie zauważyłeś kogoś innego?
— Nie — powiedział Ron — Ja..
Ale zawahał się, zerkając na dwa drzewa rosnące kilka jardów od nich.
— Zauważyłem jak coś tam się porusza, i wówczas pobiegłem do sadzawki, bo pomyślałem, że tam jesteście i... hey!
Harry już pędził do miejsca, które wskazał Ron. Dwa dęby rosły blisko siebie, wąska szpara między nimi była na oko długości kilku cali. Było to idealne miejsce do rozglądani się w terenie. Było również pewnego rodzaju schronienie, bo drzewa mogłyby ich zasłonić. Ziemia dookoła korzeni była zaśnieżona, ale Harry nie zobaczył na niej żadnych odcisków stóp.
Wrócił z powrotem do Rona, nadal trzymając miecz i Horkruksa
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Sob 12:50, 28 Lip 2007    Temat postu:

Jest tam cos??” Ron spytał.[?]
"Nic,” powiedział Harry.
"Jak miecz znalazł się w tym jeziorze?”
"Ktoś, kto rzucił Patronusa musiał go tam położyć."
Obaj patrzyli na ozdobny srebrny miecz, jego rubinową rękojeść błyskającą
w świetle od różdżki Hermiony.
"Liczysz, że to jest ten prawdziwy ?" spytał Ron.
Horcrux nadal huśtał się w ręku Rona. Medalion wykrzywiał się
nieznacznie. Harry wiedział, że medalion w środku znów sie porusza. Wyczuł
obecność miecza i wolał zabić Harry niż pozwolić, by znajdował sięw jego posiadaniu. Nie było czasu na długie dyskusje; Teraz trzeba było zniszczyć
medalion raz na zawsze. Harry spojrzał wokoło, wysoko trzymając
różdżkę Harmiony i zobaczył odpowiednie miejsce: płaskawą skałę leżącą w cieniu drzewa platanu.
"Chodź tam," powiedział. Usunął śnieg ze skały
i wyciągnął rękę po Horkruksa. Ron podał mu miecz,
jednakże, Harry potrząsnął głowę.
"Nie, Ty powinieneś to zrobić."
"Ja?" spytał wstrząśnięty Ron,
"Dlaczego?"
"Ponieważ wyjąłeś miecz z jeziora. Myślę, że to jest Tobie przeznaczone."
On nie był zyczliwy albo hojny. Wiedział, że Ron umiał władać mieczem.
Dumbledore przynajmniej nauczył Harry’ego o pewnych rodzajach magii,
o wykonywaniu pewnych czynów.
" Gdy będę otwierać medalion-,” powiedziany Harry, " pchnij w niego. W porządku?
Ponieważ cokolwiek tam jest będzie walczyć. Kawałek Riddle’a w pamiętnikach
próbował mnie zabić.”
"Jak chcesz to otworzyć?” spytał przerażony Ron.
"Będę prosił medalion, by się otworzył używając Parseltongue,” powiedziany Harry. Odpowiedź
przychodziła mu bardzo szybko, jak gdyby od dawno nosił to w sercu.
Być może jego ostatnie spotkanie z Nagini spowodowało, iż wiedział co ma robić.
Spojrzał na wężowate S wyłożone obok śliniocych zielonych kamieni. Nie trudno było dostrzeć węża zwiniętego na zimnej skale.
"Nie!” powiedział Ron. "Nie, nie otwieraj tego! Mówię poważnie!!”
"Dlaczego nie?” spytał Harry. "Pozbądźmy się po wielu miesiącach tej przeklętej rzeczy —

"Ponieważ ta rzecz jest dla mnie groźna!” powiedział Ron, cofając od medalionu
wyłożonego na skale. "Nie mogę się tym posługiwać! Nie usprawiedliwiam się, Harry, dlaczego taki byłem
, ale to dotyka mnie gorzej niż dotknęło ciebie czy Hermionę, nie myślałem racjonalnie. Sprawił, że wszystko stało się gorsze. Nie mogę
tego wyjaśnić. Kiedy go zdjąłem wszystko wróciło do normy, odzyskałem sprawność umysłu! — Nie mogę zrobić tego, Harry!”
Odsunał sie, trzymajac miecz z boku, potrzasajac głową
"Możesz to zrobić,” powiedział Harry. "możesz! Właśnie dostałeś miecz, i wiem, że sądzi, że go urzyjesz. Proszę, tylko pozbądź się tego, Ron.”
Dźwięk jego imienia wydawał się zachować jak bodziec. Ron cofnięty od skały przełknął ślinę,
nadal ciężko dysząc przez długi nos.
"Powiedz mi kiedy,” zarechotał.
"Na trzy,” powiedziany Harry, oglądając medalion przez zwężone oczy. Koncentrował się na literze S, wyobrażając sobie węża, kiedy zawartości
medalionu grzechotały jak złapany w pułapkę cockmatch. To byłoby bardzo proste, gdyby nie fakt, ze pozostałosc po naszyjniku, ciagle piekła Harry'ego. It would have been easy to pity it, except that the cut around Harry's neck still burned.
"Raz..., dwa..., trzy... Otwieraj"
Ostatnie słowo przybylo z syknieciem i warknięciem, złote zamknięcie medalionu otworzyło się szeroko z lekkim klinięciem. Za oboma szklanymi powłokami wewnątrz widniały ciemne i piekne oczy Toma Riddla zanim staly sie szkarlatne i przeszywające.
-Uderz, powiedział Harry, trzymając medallion twardo na skale. Ron podniósł miecz: Oko zaczęlo się szaleńczo kręcić, Harry przycisnął medalion mocniej, wyobraził sobie krew lejącą się z pustych okien. Potem głos wydobył się z Horukrusa.
-Ja widziałem Twoje serce, jest moje."
-Nie słuchaj tego!" Powiedział ostro Harry. "Uderz!"
-Ja widziałem twoje sny , Ronaldzie Weasleyu, i widzialem twoje lęki. Widziałem wszystkie twoje marzenia I wszystkie twoje leki
-Uderz!" Krzyknął Harry, jego głos odbił się echem od otaczającyh drzew, ostrze miecza zadrżało , Ron spojrzał prosto w oko Ridlla.
-Zawsze najmniej kochany, przez matke, która pożądała córki. . . Teraz najmniej kochany, przez dziewczyne, która wolała twojego przyjaciela . . . Zawsze popierają lepszego, wiecznie przysłoniety. . ."
"Ron, uderz, teraz!" wrzasnął Harry: czul drganie medalionu pod swoim uciskiem ,I starch przed tym co nadchodzi. Ron podniósl miecz wyzej, oko Riddle’a blysnęlo szkarłatem. Poza szklanymi powlokami, poza okiem, rosly dwie groteskowe bańki, znieksztalcone glowy Harrego I Hermiony.
Ron krzyknął zszokowany i zaczął sie odsuwac od figur, wyłaniających się z medalionu najpierw popiersia, potem talie I nogi, dopoki stali w medalionie obok siebie wyglądali jak drzewa ze wspolnym korzeniem, zaczeli poruszac sie nad Ronem i prawdziwym Harrym, Który oderwał swoje palece od medalionu pnieważ ten zaczał się palic.
"Ron!" krzyknąl, ale the Riddle-Harry przemawaił teraz glosem Voldemorta, Ron spojrzał, zahipnotyzowany, w jego twarz.
"Dlaczego wróciles?My bylismy lepsi bez ciebie, szczęsliwsi bez ciebie, zadowoleni z twojej nieobecnosci.... Śmiejemy sie z twojej glupoty, twojego tchórzostwa, twoich przypuszczen--"
"Przypuszczenie!" echo Riddle-Hermiony, która była piekniejsza I bardziej straszliwa od prawdziwej Hermiony: Poruszała sie I rechotała przed Ronem, który patrzy przerażony, juz po uderzeniu, miecz wisiał u jego boku. "Kto moglby patrzec na ciebie, kto kiedykolwiek patrzyl na ciebie, gdy byles obok Harry’ego Pottera? Co ty takiego zrobiles, w porownaniu z Wybrancem? Kim ty jestes, w porównaniu z Chłopcem Który Przeżył?"
"Ron, uderz, uderz!" krzyczał Harry, ale Ron stał jak wmurowany. Jego oczy rozszerzyly sie, Riddle-Harry I Riddle-Hermiona odbijaly sie w nich, ich włosy wirowały jak płomienie, oczy swiecily na czerwono, głosy wznosily się w strasznym duecie.Twoja matka to przyznała - szydził Riddle-Harry , podczas gdy Riddle-Hermiona drwiła- to, ze ona wolałaby mnie za syan, cieszyłaby sie z tej zamiany...
-Kto by go wolał, która kobiera by cie wzięła, jestes niczym, niczymm niczym dla niej, nuciła Riddle-Hermiona, rozciagneła sie jak wąż, i oplotła sie wokół Riddle-Harry'ego., zwijajac go w coraz większym uścisku. Ich usta sie spotkały.
Na ziemi przed nimi, twarz Rona była pełna cierpienia. Podniósł miecz do góry, ręce mu sie trzęsły.

-Zrób to, Ron!- wzrzeszczał Harry
Ron spojrzał na niego, i harry pomysłałm ze zobaczył błysk szkarłatu w jego oczach.
-Ron..?
Miecz płysnał, machnał.Harryego odrzuciło z drogi, dał się słyszec błysk metalu, i długi, ostry krzyk.Harry obrócił się dookoła, ślizgając się na sniegu z rozdza gotową do obrony, ale nie było z kim walczyć/
Dziwbna werskja jegi i Hermiony zniknęła. Był tylko Ron, stojący tam z mieczem, który trzymał w ręce, patrząc w dół na roztrzaskane pozostałości medalionu na spłaszczonej skale.
Powoliu, harry powrócił do niego, kompletnie nie wiedząc co powiedzieć, albo co zrobić. Ron szybko oddychał, Jego oczy nie były juz czerwone, ale naturalnie niebieskie, byly rowniez mokre. Harry nachylił sie, udawajac ze tego nie widzi, i podniósł zniszczony Horkruks. Ron otworzył okienko: Nie bylo juz sladu po oczach Riddle'a, a pomlamiona jedwabista sciereczka z medalionu dymiła się nieznacznie./ Cos co żyło w Horkruksie, znikneło, torturujac Rona w gescie rozpaczy. Miecz zadzwonił, kiedy Ron go upuścił. Upadł na kolana, z głowa spuszczona w ramiona. Uznał za dobry znak to, ze Ron go nie wyrzucił.
-Po tym jak odszedłes- powiedział cichym głosem, szczesliwy, ze twarz Rona była zakryta-Ona płakała przez tydzien. Moze nawet dłużej, tylko nie chciała żebym to widział. było wiele nocy, przez które wogóle nie rozmawialiśmy. Odkad odzszedłes....
Nie mogł dokończyc. teraz Ron znów był tutaj, i Harry zrozumiał, jak wiele go ta nieobecnos kosztowała.
-Ona jest jak siostra- podniósł sie - Kocham ja jak siostrę i licze, ze ona mysli o mnie tak samo. Zawsze tak było. Myslałem ze wiedziałeś.
Ron nie odpowiedział, ale odwrócił twarz od Harry'ego, wysmarkał nos w chustke.. harry wstał, i odszukał plecak Rona wiele metrów dalej. Poczuł ile przebiegł Ron, aby uratowac harry'ego przed utonieciem. Włożył go na swoje plecy i wrocił do Rona, który wstał, kiedy Harry sie pojawił, z oczami nabiegniętymi krwia ale jednoczesnie juz spokojny.
-Przepraszam - powiedział cichym głosem. -Przeoraszam, ze odszedłem. Wiem ze byłem...
Rozejrzał sie wokół w ciemnosci, jakby miał nadzieję, ze kolejne słowo wyjdzie z miego.
Odwaliłes dzis kawał dobrej roboty.-powiedział Harry.-Zdobyłeś miecz. Zniszczyłeś Horkruksa. Uratowałeś mi życie.
-To czyni mnie lepszym niz byłem.-wymamrotał Ron.
-Wydarzenia takie jak to, zawsze brzmia lepiej niz w rzeczywistosci było.-powiedział harry.-Od lat próbuje ci to uzmysłowic.
Jednocześnie podeszli do siebie i uściskali się. Harry chwicił mocno wciąż przemoczone plecy kurtki Rona.
-A teraz-powiedział Harry, kiedy juz sie rozdzielili- wszystko co musimy zrobic, to z powrotem znaleźć namiot.
Ale nie było to trudne. Podróz przez ciemny las z łania wydawała się być bardzo długa, ale droga z powrotem z Ronem, zdawała sie zajać o wiele mniej czasu. Harry nie mogł sie doczekać, aby obudzić Hermionę, i z lekka dozą ekscytacji wkroczył do namiotu.Ron pozostał nieco z tyłu.
Wspaniale było poczuc to ciepło w namiocie,po wydarzeniach z sadzawki i lasu. jedynym oświetleniem były migotajace dzwoneczki z kuli na podłodze. Hermiona była pograżona we śnie, skulona pod kocami, i nie poruszyła się, dopóki Harry nie wymówił kilka razy jej imienia.
-Hermiono!
Poruszyła sie, a następnie szybko wstała, , odsunęła włosy z twarzy.
-Co sie dzieje?Harry? Wszystko w porzadku?
-W porzadku, wszystko w porządku.Lepiej niz w porządku, czuję się świetnie. Ktos tu jest.
-Co masz na myśli? Kto...?
Zobaczyła Rona, który stal tam, trzymał miecz i ociekał na wyniszczony dywan. Harry cofnał sie na zacieniony róg, ześlizgnął z siebie plecak Rona i usiłował zlać sie z płótnem. Hermiona zeszła ze swojego łóżka i podeszła, jakby lunatykujac do Rona, z oczami skierowanymi na jego twarz. Zatrzymała się tuz przed nim, usta miala lekko otwarte, natomiast oczy szeroko.
Ron posłał jej nieprzekonujacy, pełen nadzieji usmiech, i poniósł do połowy swoje ręce.
Hermiona rzuciła się ku iemu, i zaczeła bic go po kazdym calu jego ciała, który mogła dosiegnąć
"Oj.. ojej, ał!Co sie...? Hermiono, AŁ!!!.
-Jestes.....ogromnym.... dupkiem....Ronaldzie... Weasley.
Kazde słowo zaakcentowała jednym ciosem; Ron odsunłą sie, łapiąc się za głowę, a Hermiona dodała.
-wróciłes...tutaj ...po...tygodniach....ty godnach....och, gdzie moja różdzka?
Była gotowa wyrwac ja Harry'emu siłą, ale on zareagował instyktownie
-Protego!
Niewidzialna tarcza pojawiła sie pomiedzy Ronem a Hermioną. Jej siła odrzuciła ich na podłogęOdsuwając włodsy z ust, znów wstała.
-Hermiono!- powiedzial Harry "Uspokój..."
"Nie uspokoję się! - krzyczała. Niegdy wcześniej nie widział jej wyprowadzonej z równowagi tak jak teraz. Wyglądała jak opętana.- Oddaj moja rozdzkę!Oddaj mi ja!
-Hermiono, czy mogłabyś...?
-Nie mów mi co mam robić, Harry Potterze!-piszczała- Ani sie waż! Daj mi ja teraz! Ty też!.
Wskazała na Rona oskarżajacym spojrzeniem. To było jak przeklenstwo, a Harry nie mógł winic Rona za cofnięcie sie o kilka kroków.
-Wiem - powiedział Ron -Hermiono, przepraszam, jest mi naprawdę bardzo przy -"
-Och, przepraszasz!
Roześmiała się wysokim niekontrolowanym głosem; Ron obdarzył Harry'ego błagalnym spojrzeniem, ale ten tylko wykrzywił się w geście bezradności.
-Wróciłeś po wielu tygodniach - tygodniach! - i myślisz, że wszystko będzie w porządku, jeśli powiesz "przepraszam"?
-A co jeszcze mogę powiedzieć? wykrzyczał Ron.
-Och, nie mam pojęcia!- wrzasnęła Hermiona z wyraźnym sarkazmem. - Rusz głową, Ron, to nie powinno zająć ci więcej niż kilka sekund -
-Hermiono-, wtrącił Harry, który uznał to za uderzenie poniżej pasa - on właśnie mnie uratował -
-Nie ważne !- wrzasnęła -Nie ważne, co teraz zrobił! Przez te tygodnie mogliśmy zginąć więcej razy, niż sobie wyobraża -
- Wiedziałem, że żyjecie! ryknął Ron, przekrzykując ją po raz pierwszy tego dnia i podchodząc tak blisko, jak tylko pozwalało mu Zaklęcie Tarczy - O Harrym mówi się cały czas w Proroku, szukają cię wszędzie. Wszystkie te plotki i chore rewelacje - wiedziałem, że, jeśli zginiecie, usłyszę o tym... Nie macie pojęcia, przez co przeszedłem-
- Przez co przeszedłeś?
Jej głos nie był już tak ostry, ale Hermiona osiągnęła poziom oburzenia, które odebrało jej chwilowo mowę, więc Ron wykorzystał okazję.
-Chciałem wrócić już chwile po tym, jak się deportowałem, ale wylądowałem u Brygady Porywaczy i nie miałem jak wrócić!
Brygady jakiej? spytał Harry, kiedy Hermiona opadła na krzesło, krzyżując ręce i nogi tak mocno, iż wydawało się, że rozplątanie ich może jej zająć kilka lat. -Porywaczy - powiedział Ron. -Oni są wszędzie - są gangami, próbującymi zarobić złoto przez schwytanie czarodziejów z mogolskich rodzin i zdrajców krwi. Ministerstwo przyznaje im nagrodę za każd**o schwytanego. Byłem sam i wyglądałem, jak chłopak w wieku szkolnym; byli naprawdę podekscytowani, bo myśleli, że jestem ukrywającym się czarodziejem z mugolskiej rodziny. Musiałem działać szybko, żeby uniknąć wizyty w ministerstwie . -Co im powiedziałeś? -Powiedziałem, że jestem Stan Shunpike. To pierwsza osoba, która przyszła mi na myśl. -I uwierzyli? -Nie byli zbyt bystrzy. Jeden z nich był na pewno spokrewniony z trollem, poznałem po zapachu... - Ron zerknął na Hermione, pełen nadziei, że mogłaby zmięknąć dzięki tej drobnej dawce humoru, ale wyraz jej twarzy pozostał kamienny. - W każdym razie, mieli mały dylemat, czy jestem Stanem, czy nie. Zaczęli się kłócić. Jeśli mam być szczery, to było to trochę żałosne, ale ich - bądź, co bądź - było pięcioro, a ja byłem sam. W dodatku zabrali mi różdżkę. Wtedy dwóch z nich zaczęło się bić, co rozproszyło uwagę innych. Uderzyłem tego, który mnie pilnował w brzuch, zabrałem jego różdżkę, rozbroiłem innych i deportowałem się. Niestety, to ostatnie nie do końca mi wyszło. Znów mnie rozszczepiło - Ron podniósł prawą rękę, by pokazać dwa brakujące paznokcie: Hermione podniosła zimno brwi - i wróciłem z powrotem do lasu. Kiedy wróciłem brzegiem rzeki do miejsca, gdzie stał nasz namiot... was już nie było.
-Ojej, co ujmująca historia - powiedziała Hermiona wysokim tonem, którego używała, kiedy chciała kogoś zranić -Musiałeś być po prostu przerażony. W międzyczasie, my, udaliśmy się do Doliny Godryka i, pomyślmy, co się tam zdarzyło, Harry? Och tak, Pojawił się wąż Sam-Wiesz-Kogo i prawie nas zabił, a później wpadł też Sam-Wiesz-Kto we własnej osobie, mijając nas dosłownie o kilka sekund.
- Co? - powiedział Ron, spoglądając, to na nią, to na Harry'ego, ale Hermiona zignorowała go.
- Wyobraź sobie stracone paznokcie, Harry! To naprawde wyraza nasze cierpienie, nieprawdaz?
- Hermiono,- powiedział po cichu Harry,
- Ron właśnie uratował mi życie. - Hermiona wydawała się go jednak nie słuchać.
- Pomimo tego, jest coś, co chciałabym wiedzieć - powiedziała, a jej wzrok utkwił na śladach stóp powyżej głowy Rona.
- W jaki sposób nas znalazłeś? To ważne. Musimy wiedzieć, żeby się upewnić, że nie odwiedzi nas kogoś, kogo byśmy nie chcieli widzieć.
Ron zaświecił w nią, a następnie wyjął z kieszeni dżinsów mały srebrny przedmiot.
- To. - powiedział.
Musiała spojrzeć na Rona aby zobaczyć, to, co im pokazał.
- Deluminator? - spytała, so zaskoczona, ze nie wyglasda na zmarznietego..
- To nie tylko zapala i gasi światła, - powiedział Ron. - nie wiem, jak to działa, ani co się wówczas stało i dlaczego to nie zdarzało się wcześniej, skoro chciałem wrócić odkąd tylko odszedłem. Ale kiedy wcześnie rano w Boża Narodzenie słuchałem radia usłyszałem ... Usłyszałem ciebie.
Spojrzał na Hermionę.
- Usłyszałeś mnie w radiu? - spytała niedowierzając.
- Nie, usłyszałem twój głos wychodzący z mojej kieszeni. - ponownie wziął do ręki Deluminator, - wychodził z tego.
- I co dokładnie powiedziałam? - spytała Hermiona, jej głos był mieszanką ciekawości i sceptycyzmu.
- Moje imię. - Ron - I powiedziałaś... coś o różdżce....
Twarz Hermiony przybrała purpurowy odcień. Harry pamiętał to doskonale: Imię Rona zostało powiedziane na głos, pierwszy raz od dnia, w którym odszedł. Hermiona wypowiedziała je, podczas gdy rozmawiali o naprawie różdżki Harry'ego.
- Więc wyjąłem go, - podążał dalej Ron, spoglądając na Deluminator. - i wyglądał tak samo, jak zawsze, a nie jakoś dziwnie czy coś.
- Ale ja byłem pewny, że cię usłyszałem, więc nacisnąłem na niego. I pogasły światła w moim pokoju, ale natychmiast ukazało się inne światło za oknem.
Ron podniósł pustą rękę i wskazał przed siebie, jego oczy natomiast skupiły się na czymś, czego ani Harry, ani Hermiona nie mogli zobaczyć.
- To było kuliste, niebieskawe i pulsowało, tak samo jak świci Świstoklik, kiedy się obracasz, rozumiesz?
- Taa - powiedzieli równocześnie Harry i Hermiona.
- Wiedziałem, że to jest to - powiedział ron. - zabrałem moje rzeczy i spakowałęm się. Następnie założyłem plecak i wyszedłem do ogrodu. Niewelka kulka światła unosiła się tam, i czekała na mnie i kiedy wyszedłem lekko podskakiwała. Podążyłem za nią za szopę (ew. budę, zajezdnię, wiatę, hangar, wozownie) i wtedy... no więc... to weszło we mnie.
- Przepraszam? - rzekł Harry, pewny, że nie usłyszał poprawnie.
- Tak jakby zatopiło się we mnie - powiedział Ron ilustrując przemieszczenie palcem wskazującym. - Wymierzyło w moją klatkę piersiową (ew. płuca) i przeszło na wylot. To było tutaj - wskazał punkt, w pobliżu serca - Czułem to, było gorące. I kiedy było we mnie, wiedziałem, że dobrze zrobiłem. Wiedziałem, że to zabierze mnie, tam gdzie muszę iść. A więc, deportowałem się i wylądowałem na zboczu wzniesienia. Wszędzie był śnieg...
- Byliśmy tam. - Powiedział Harry - Spędziliśmy tam dwie noce i drugiej nocy, myślałem, że usłyszałem, jak ktoś porusza się dookoła nas w ciemności i woła.
- Taa - no cóż, to mogłem być ja, - Powiedział Ron. - W każdym razie, wasze zaklęcia ochronne działają, ponieważ nie mogłem was zobaczyć, ani usłyszeć. Jednak byłem pewny, że jesteście, gdzieś w pobliżu, dlatego wziąłem śpiwór z mojej torby i czekałem, aż ktoś, z was się pojawi. Myślałem, że będziecie widoczni podczas pakowania namiotu.
- Właściwie to nie byliśmy - powiedziała Hermiona - Ukrywaliśmy się pod peleryną niewidką, dla większego bezpieczeństwa. I spakowaliśmy się naprawdę wcześnie, ponieważ, jak Harry powiedział, słyszeliśmy kogoś niezdarnego.
-Coż, stałem cały dzień na wzgórzu - mówił Ron-Miałem nadzieje, że się pojawicie. Ale kiedy zaczęło się zciemniać, wiedziałem, ze juz was nie spotkam, wiec kliknałme w Wygaszacz jeszce raz, niebieskie swiatło pojawilo się i wskoczyło we mnie. Aportowałem sie i pojawiłem się w tych lasach. Nadal was nie widziałem, wiec miałem tylko nadzieje, ze pokazecie się w końcu, i Harry sie pojawił. Ale wcześniej oczywiscie, zobaczylismy zajaca.
- Co zobaczyliście? - powiedziała ostro Hermiona.
Wyjaśnili co się stalo, opowiedzilei historię i srebrnym zajacy, o mieczu uwiezionym w jeziorku. Hermiona patrzyła to na jednego, to na drugiego, koncentrujac się, aby nie zapomniec o splecionych rękach.
-Ale to musiał byc Patronus!- powiedziała- Nie zauważyliscie przpadkiem kto go wyczarował? Nie widzieliście nikogo? I on zaprowadził was do miecza! Nie moge w to uwierzyc!Co się potem stało?
Ron wyjasnił , jak zobaczył Harry;'ego wskakujacego do jeziora , i czekał, az wypłynie z powrotem na powierzchnię, jak zauważył ze cos poszło ni tak, zanurkował, i uratował Harry'ego, a potem wrócił po miecz. Dotarł do momentu otwarcia medalionu, zawahał się , a Harry mu przerwał
-...i Ron pchnął go mieczem" I ... i on zniknął?Tak po prostu?" pisneła
-Więc... więc on wrzasnął- powiedział harry zerkajac na Rona - Prosze.
Rzucił jej medalion na kolana. Ostroznie podniosła go i przyjrzała sie podziurawionemu miejscu.
Harry uznał, ze juz mozna to zrobic beziecznie, usunał Zaklecie Tarczy machnięciem rozdzka Hermiony.
-Czy nie powiedziałes teraz, ze uciekłes złodziejom dzięki zapasowej rożdzce?
-Co?- powiedział Ron, który obserwował Hermione przyglądająca sie medalionowi."Oh..tak"
-Pociągnął klamre swojego plecaka i wyciągnął krótkąciemną różdzkę z jej przegródki -Proszę, zawsze sadziłem ze dobrze jest miej zapasowa przy sobie.
-Masz racje-powiedział Harry, wycciagajac swoją rękę- Moja została zniszczona.
-Żrtujesz? powiedział Ron, ale w tym momencie Hermiona uklekłam znów miala bystra twarz,
Hermiona położyła pokonany Horkruks do zdobionej paciorkami torby, nastepnie znów wspieła się na swoje łóżko i usadowiła się na nim bez słowa.
Ron podał Harry'emu nową rozdzkę.
-Taka, jak się spodziewałem" -mruknął Harry
-Tak..- powiedział Ron - Mogła byc gorsza. Pamiętasz tamte ptaki, które na mnie wysłała?
-nadal o nic nie zapomniałam powiedziała Hermiona sennym głosem zza kocy, a Harry zobaczył Rona, smiejącego sie niznacznie, kedy wyjmował swoją pidzame z plecaka .
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Dziurawy Kociol Strona Główna -> Książki HP Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 48, 49, 50 ... 115, 116, 117  Następny
Strona 49 z 117

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin